Dr Józef Pluciński • Poniedziałek [04.04.2011, 06:29:37] • Świnoujście
Handel czasu stanu wojennego
Puste haki, symbol gospodarki stanu wojennego. (fot. internet
)
Handlową rzeczywistość stanu wojennego, streścić można trzema słowami : kartki, kolejki, braki. W 1982 roku na kartki były: mięso i jego przetwory, drób, masło, cukier, kasze, słodycze dla dzieci, proszek do prania, buty, obrączki ślubne, a nawet papierosy i wódka (z możliwością zamiany na kawę i szansą na większy przydział z okazji ślubu i chrzcin). Na kartki kupowało się także benzynę, po cofnięciu na początku lutego 1982 r. zakazu używania prywatnych samochodów. Tankować wolno było tylko 3 razy w miesiącu, w dni o dacie kończącej się na ostatnią cyfrę numeru rejestracyjnego samochodu, jednorazowo po 10 lub 15 litrów. W 1982 r. miesięczny przydział do malucha to maksymalnie 30 litrów. Stały więc samochody pokornie w długaśnej kolejce przed stacją benzynową na Wybrzeżu Władysława IV, popychane przez właścicieli, a pan w okienku wycinał odpowiednią kartkę i stosownie do tego skromniutko tankował.
Wachlarz obowiązujących kartek wzbogacały specjalne kartki dla matek karmiących oraz dzieci, ze szczególnym uwzględnieniem matek w połogu. Kobiety te otrzymywały specjalne przydziały pieluch (20 tetrowych), dodatkowe kostki mydła oraz trzy pudełka proszku do prania wraz z kompletem śpiochów i kaftaników. Dokumentem umożliwiającym te zakupy była książeczka zdrowia dziecka. Sprzedawcy zapisywali w niej kupno mleka w proszku, masła, waty, szamponów i pieluch.
Skomplikowany a wszechobecny system kartkowy rozrósł się niepomiernie. On także wymagał zatrudnienia armii urzędników, którzy je przydzielali i liczyli, kontrolowali kartkową sprzedaż itd . Znaczną część czasu pracy sprzedawców pochłaniało wycinanie, naklejanie, liczenie i sortowanie kartek pobranych od kupujących.
Paleta kartek z 1982 r. (fot. Archiwum autora
)
Po wszystko, także po jajka, sery czy olej, trzeba było stać w wielogodzinnych często kolejkach, bo "masy towarowej" zawsze brakowało. Kupno mebli, pralki czy lodówki, przez całe lata 80-te, graniczyło z cudem. Najpierw należało się zapisać do społecznej kolejki przed sklepem, potem - meldować się na dyżurach i dopiero po wielu nieraz tygodniach, była szansa na wyszarpanie, czasem dosłowne, upragnionego dobra. Czasem do sklepu zamiast np. pralek przywożono inny towar, dajmy na to odkurzacze. Wyczekujący, kupowali więc odkurzacze, na zasadzie, że coś się jednak wystało. W tamtym to okresie, pojawiła się profesja "stacza" kolejkowego, który za pieniądze czekał godzinami przed sklepem na dostawę, a potem odstępował miejsce.
Za czym kolejka ta stoi… (fot. Andrzej Ryfczyński
)
Stan świnoujskiego handlu w opisywanym okresie, szczegółowo przedstawiała ocena dokonana przez naczelnika miasta Świnoujścia, z końca 1983 r. W owym poufnym opracowaniu, stwierdzono rażące braki m.in. artykułów mlecznych, szczególnie masła i serów, mięsa i jego przetworów, herbaty, oczywiście kawy, słodyczy, oleju jadalnego i innych tłuszczów. Nie inaczej, w ocenie miejskich władz, było z artykułami przemysłowymi i tu wymienia się : naczynia kuchenne, odkurzacze, pralki, wirówki, lodówki a także rowery. Zbyt rzadko pojawiały się odbiorniki radiowe i telewizyjne, sprzęt nagłośniający a nawet żarówki. Brakowało też dotkliwie papierosów, proszku i płynów do prania, środków utrzymania czystości, pasty do zębów, żyletek i naturalnie papieru toaletowego. Ten ostatni najłatwiej można było zakupić za zdaną do punktu skupu makulaturę. Idący ze zdobytym w ten sposób wianuszkiem papieru, ścigany był zazdrosnymi spojrzeniami przechodniów i pytaniami „Gdzie rzucili ?”. Nie było lepiej, a wręcz tragicznie z bielizną damska, męską i dziecięcą. ateriały budowlane i opał, teoretycznie bywały również w sprzedaży, ale najpierw trzeba było na ich zakup uzyskać przydział z odpowiedniego urzędu. Braki towarowe wpływały tez ujemnie na jakość tego co „ na rynek rzucono”. Wyjątkowo niska była jakość papieru toaletowego, wyrobów czekoladopodobnych często z dumnym napisem: „ I w kryzysie nie damy się”, obuwia, odzieży. Pod psem były też wyroby chemiczne i środki czystości, w związku z niedostatkiem niektórych komponentów niezbędnych do ich produkcji. I jeszcze kilka uwag o ludziach. Poniżej krytyki były często zachowania sprzedawców, szczególnie w sklepach z najbardziej pożądanymi artykułami. Nie świecili jednak przykładem w sklepowych kolejkach niektórzy z kupujących, szczególnie w stosunku do osób starszych i słabszych.
Produkt czekoladopodobny z optymistycznym napisem „I w kryzysie nie damy się”. (fot. Archiwum autora
)
Mimo niewesołej sytuacji, w Świnoujściu nie było jednak najgorzej, co przyznawali przyjezdni z innych stron kraju. Status uzdrowiskowo - wczasowej miejscowości sprawiał, że przydziały towarów chociaż mizerne, wystarczały jednak na pokrycie zapotrzebowania kartkowego mieszkańców i tych przyjezdnych. Tu przypomnienie, że kuracjusze i urlopowicze stołujący się w miejscowych ośrodkach wypoczynkowych i sanatoriach musieli oddawać część swoich kartek. Dla nich też uruchomiono sprzedaż kartkowych towarów w 3-ch sklepach „dla zamiejscowych”.
Wspomnieć też należy o handlowych kontaktach z NRD. Gdy po polskiej stronie w 1980 r. rozpoczęły się strajki, przez czas jakiś, ruch transgraniczny jeszcze trwał. Coraz trudniej można było jednak coś w sklepach Ahlbecku czy Heringsdorfu nabyć, gdyż i tam wiele artykułów zniknęło ze sklepów, a dodatkowo NRD-wscy celnicy i straż graniczna, imała się wszelkich szykan, w tym upokarzających rewizji, by te wizyty Polakom obrzydzić. Na sąsiadach zza zachodniej granicy, w Świnoujściu tamtego lata, niebywałe wręcz wrażenie robiły transparenty proklamujące strajki. Nie trwało to wszystko jednak długo. Na przełomie 1980 i 81 roku na przejściu granicznym ukazała się informacja o jego zamknięciu, ze względu na epidemię pryszczycy, oczywiście po polskiej stronie. Jeszcze wtedy jednak, a także po wprowadzeniu stanu wojennego, kiedy to granica została definitywnie zamknięta, kontakty na szczeblu władz lokalnych trwały. Doszło nawet do oficjalnego porozumienia między władzami Świnoujścia i powiatu Wolgast, w sprawie wzajemnej wymiany towarowej, która w 1983 roku osiągnęła wartość 2.400 tyś. marek. Skutkowało to ukazaniem się w sklepach PSS „Społem” niektórych artykułów z NRD.
Wraz z coraz większymi brakami wszelakich towarów, rosły zawrotnie ceny, także te ustalane przez państwo. W 1982 roku był to skok o 101 proc., następnie corocznie ceny rosły od 15 - 25 proc., a w 1988 r. było to już 60 proc. W rzeczywistości ten wzrost był dużo większy. Ceny towarów dostępnych tylko na czarnym rynku, były znacznie wyższe, wypadało też „odpalić” ekspedientce za odłożenie towaru czy powiadomienie o dostawie oczekiwanego odkurzacza. Kto miał znajomych lub rodzinę na pobliskiej wsi, wspólnie z sąsiadem wybierał się tam, by kupić na spółkę np. ćwiartkę świni czy cielaka. Transakcja, ryzykowna dla sprzedającego jak i kupującego, kosztowała naturalnie odpowiednio więcej. W warunkach stałej pogoni za towarami, korupcja na niskim i wyższym szczeblu, rozkwitała mimo działania przeróżnych komisji, komisarzy wojskowych i kontrolerów.
Rosnące ceny wymagały użycia co i rusz większych pieniędzy. W 1981 roku nominałem największym w obiegu był banknot 2000 złotych, 1 czerwca 1982 pojawiły się już "pięciotysięczniki", a w latach następnych jeszcze wyższe nominały. To już nie był pieniądz a pogardzane „płacidło”. Zaczynało też brakować bilonu, którego nie opłacało się już produkować. Wartość dolara poszybowała już wręcz niewiarygodnie. Na czarnym rynku w 1982 roku płacono 400 złotych (pół litra polskiej wódki w Peweksie kosztowało wówczas 65 - 85 centów), w 1988 r. - 2500 – 3000 zł. Potem było jeszcze więcej i przekraczało 10 tysięcy złotych.
Paleta banknotów z lat 80-ych. (fot. internet
)
Stan wojenny i wczesne lata 80-te, to także epoka "zrzutów", czyli paczek od dobrych ludzi z zagranicy, którzy chcieli pomóc biedującym Polakom. Pochodziły z różnych źródeł i różnie były dzielone. Oficjalną, państwowo-związkową drogą w zakładach pracy, dzielono paczki pochodzące ze zbiórek w Bułgarii a nawet z ZSRR, będące przejawem „solidarności klasowej”. Te były w znacznej mniejszości. Większość pochodząca z akcji prowadzonych w krajach zachodnich, trafiała czasem bezpośrednio do potrzebujących pomocy, ale najczęściej dzielona była w kościołach. Proboszczowie ks. Szczepańczyk z parafii Chrystusa Króla i ks. Albański z kościoła „Stella Maris”, rozdział darów zlecili organizowanym ad hoc zespołom parafialnym. W przeciętnej paczce były konserwy, olej, kawa, herbata, czekolada, mydło, pasta do zębów, proszek do prania. Ze "zrzutów" pochodziły także lekarstwa, mleko w proszku i odżywki dla niemowląt, czasami zabawki, używana odzież. Te dary były nie tylko nieocenioną pomocą w codziennym bytowaniu, ale oznaczały także kontakt z normalnym światem. Zdarzało się, że po tę pomoc najmocniej ubiegały się osoby nie najbardziej jej potrzebujące, a faktycznie biedą dotknięci, stali skromnie na boku, jak to często bywa.
Handlowy sukces tamtych lat. (fot. Archiwum autora
)
Dnia 22 lipca 1983. zniesiono stan wojenny w Polsce. Nie doprowadził on niestety do poprawy sytuacji gospodarczej kraju. Zamiast ją stabilizować, zmieniać i reformować, skazano ją na stagnację. Były to niestety lata stracone.
P.S.
Jeden z kolejnych materiałów poświęcić chcę wkrótce instytucjom tzw. eksportu wewnętrznego Pewex oraz Baltona. Przy okazji chcę również przypomnieć dokonania naszych świnoujskich prekursorów kapitalizmu, czyli cinkciarzy. Mieszkańcy naszego miasta wiedzą o kogo chodzi. Ponieważ nie znam zbyt wielu byłych „cynków”, wdzięczny będę za przypomnienie niektórych zdarzeń, anegdot i co ważniejszych aktorów tej sceny ( naturalnie pseudonimy lub inicjały ).
By ułatwić korespondencję podaję mój adres: ajax13@uznam.net.pl
źródło: www.iswinoujscie.pl
Wpis został usunięty ze względu na złamanie prawa lub regulaminu serwisu przez użytkownika/Admin
"Faza była jak chodziliśmy do ruskich wybijać szyby (do kasyna), albo podpalaliśmy drzwi i uciekaliśmy, a oni za nami łazikami po górce." Faza to była, jakeś wtedy staremu z jajka na jajko skakał. Za taki numer żaden Ruski by cię nie ganiał, tylko powiadomił MO (wtedy RUSW) i SB. A ci po schwytaniu tak by ci zerżnęli d..ę pałkami, że na stojąco wsuwał byś obiad przez jakiś miesiąc. Jak masz taką fantazję, to pisz wspomnienia z okresu życia płodowego lub listy do IPN, albo do Antoniego M. Przecież coś ci się należy za to" kombatanctwo".
Transport jabłek z ruskiego sadu
Towariszcz daj gwiazdoczku, TRANSPORT KUBAŃSKICH POMARAŃCZY JUŻ CZEKA NA REDZIE.
Faza była jak chodziliśmy do ruskich wybijać szyby (do kasyna), albo podpalaliśmy drzwi i uciekaliśmy, a oni za nami łazikami po górce.
Chodziło się do Ahlbecku w sandałach jesienią albo innych podartych kłapciach, żeby potem z powrotem dumnie w salamandrach wrócić (można było tylko mieć na nogach-czyli rozwiązywali w ten sposób przemyt);) i nieodłączne były" kamyczki" przywożone czyli orzeszki w polewie.Słynne były też wypady, jak ktoś miał dojście do ruskiej bazy ze straszącym wszystkich dookoła działkiem p.lot na dachu-tam nie było bidy...Magnetofony" Sankey" kanfiety orzechowe" Wiewiórki", fajki Biełamory i lepsze" Kosmosy".Pamiętam też ruskiego gazika, który jeździł po osiedlach szukając maruderów często pijanych(mieli nieciekawy los jak im się udało nawiać z bazy)
123, z czego byl ubaw ? Ze babcia z wioski nie miala telefonu, wiec zanim ja powiadomiono, ze wnuczek chce z nia rozmawiac, zanim sie ubrala i dojechala do poczty rowerem w zime to troche to musialo trwac.
na pocie był ubaw po pachy- po pół godziny czekania i nawoływanie: kabina nr 2 rozmowa z Toruniem, kabina nr 1..., słuchawki cegły jak z" Top secret"- ale to były czasy:)
Kartki na benzyne były do 1988roku!!
A z wycieczek do Berlina Zach.przywozilo się tym co nie mogli jechać slodycze, pomarańcze, buty, ciuchy i kaseciaki-jamniki.Do dzisiaj żałuje...
A o 6-tej rano jak był koniec godziny policyjnej wszyscy biegiem pod SAM-y a tam już kolejka. Tylko jakimś cudem mleczarze z wozkami pomyjali raniutko po blokach. A pamiętacie te bloki masła solonego w tych wielkich blokach-moczylo się je jak sledzie przez kilka dni. A najlepsze sceny to pod kościołem jak paczki rzucili. A na poczcie tez niekiedy w rozkradzionych paczkach nawet waga" cegieł" się nie zgadzala. Oj były to czasy prawie jak za okupacji. Polak potrafi... A co do następnego tematu o" konikach" to teraz wielu z nich albo siedzi (jeszcze) albo szanowani biznesmeni. Panie dr Pucinski trochę to" delikatny" ale i ciekawy temat.Artykuł będzie podobny do fabuły filmu" Sztos". Pozdrawiam.
Wierszyk z tamtego okresu kiedy w sklepach komercyjnychza wyższą cenę można było kupić...KTO TY JESTEŚ KOMERCJUSZEK JAKI ZNAK TWÓJ PUSTY BRZUSZEK A TY MIESZKASZ W JAKIM KRAJU. ..JA NIE ZNAJU...Następny. ..WYSZEDŁ SOLITER Z CZTERECH LITER ZNUDZIŁO MU SIĘ SIEDZIEĆ W DUPIE. ..MYŚLAŁ KIEŁBASY SOBIE KUPIĘ. OBSZEDŁ SKLEPÓW I SPÓŁDZIELNI CAŁA KUPĘ I POWRÓCIŁ ZNOWU W DUPĘ. POWIEDZIAŁ WSZĘDZIE RÓWNO I TU. ..GÓWNO I TAM GÓWNO...Ale jak miało być jak wszędzie strajki i nie miał kto produkować...Jezdziłem do Golczewa tam był dom towarowy dobrze zaopatrzony (jak na te czasy) tam był towar a po mięso do chłopa na wieś.Myślę że ludzi trzeba było przygotować do zmiany systemu.Może za 50 lat dowiemy się prawdy jaki był mechanizm tych zmian.
Większość pokazanych banknotów to już lata 90. a nie 80. Jeszcze w 1989 roku najwyższym banknotem było 5 000 zł!
pamiętam jak po tygodniowym nocnym odstaniu;)przywieźliśmy do domu meblościankę(śliczną modułową)..radości nie było końca!to nic, że była tak wieelka, że umeblowaliśmy nią całe mieszkanie(33 m2- dwa pokoje;tzn jeden pokój przedzielony ścianą;))była tak wydajna;)że nawet w przedpokoju swoje miejsce znalazła szafa.. było dobrze.jeden segment a salony umeblowane;))
Wystawało się w kolejkach, niekiedy szło się w nocy, zająć kolejkę, by coś na te kartki kupić.Czasami tylko mrożona wołowina była i trzeba było jakoś przeżyć. Ten okres zle wspominam, za dużo czasu człowiek tracił na zdobywanie i..."polowanie " na żywność, szczególnie dla dzieci. Za to ogrodnictwo u Parzyszka i Magiel. ...nie pamiętam nazwiska u kogo, przy ul.Wyspiańskiego, były niezawodne. Jeszcze był Komor na byłej ul.Marchlewskiego, teraz Wyszyńskiego, u niego kwiaty się kupowało.
Kiedyś jak ktoś kupił taką wieżę ZM-1006 z kolumnami Tonsil Zg-40 lub altus, to był gość i nie pogadasz.
180, a ilez to wtedy placiles za utrzymanie mieszkania, za prad, gaz, wode ??. Chleb byl wtedy po 4 zl ? Niestety dzisiaj jest drozej zyc !!.
Zarabiałem 1800 zł.Kg cukru kosztował 10, 50zł.Czekolada 19zł.Mąka kg 6zł.Można by tak długo wyliczać.Jak tu mówić że dziś jest drogo.
Jest tylko drobna różnica. Wtedy ceny były ustalane centralnie nawet na prezerwatywy w aptece, teraz każdy robi co chce. Pamiętam jak wozili środki czystości do kiosków to znając plan jazdy dostawców można było czasami załapać się na zaliczenie 2-3 kiosków. Jakaż wtedy radość i duma były. Kolejka składająca się z 15-20 osób była umiarkowaną, teraz stoją 3-4 i już nam się słabo robi. Taaaaka strata czasu. Pozdrawiam autora...i CZADU! CHCEMY JESZCZE, JESZCZE, JESZCZE!!
Do Gosc 07.08.Nie poPISuj się bo jakby tak dzisiaj drozalo jak wtedy to na kogo byś narzekał??
dzisiaj takich braków nie ma a ceny rosną jak wtedy, więc co się zmieniło, ? ludzie przy korycie!