Polska zwracała już w przeszłości uwagę na niebezpieczeństwa związane z tą inwestycją. Prawdopodobnym efektem położenia rury Nord Stream na dnie morza będzie ograniczenie ruchu dużych statków w portach Szczecina i Świnoujścia.
Pierwsze analizy potwierdzające takie zagrożenie konsorcjum inwestorów otrzymało już dwa lata temu, a mimo to nie zweryfikowało swoich planów. Władze polskie zwracają obecnie uwagę na dyplomatyczne gafy popełnione przez konsorcjum. Akweny Zatoki Pomorskiej określone w umowach międzynarodowych za polskie wody terytorialne na mapach inwestora określane są jako niemiecka strefa ekonomiczna. Skutek jest taki, że obszar toru wodnego i polskiego kotwicowiska pokrywają się na mapie z granicami niemieckiego obszaru Natura 2000, a także parku krajobrazowego i wojskowego poligonu. Kolejnym powodem do niepokoju jest fakt, że gazociąg Nord Stream krzyżuje się z innym planowanym do budowy w najbliższych latach gazociągu Baltic Pipe z Danii do Polski.
Problem Polski jest fakt, że nasze stanowisko d projektu Nord Stream może być jedynie „języczkiem uwagi”. Decydujący na temat losów inwestycji mogą mieć jedynie Niemcy, Dania, Szwecja, Finlandia i Rosja bo gazociąg przetnie wody terytorialne tych krajów. Zastrzeżenia Polski, choć w pełni uzasadnione, mają jednak małe szanse na uwzględnienie. Decydujący głos mają bowiem kraje, które udostępniają dla projektu swoje wody terytorialne, czyli Niemcy, Dania, Szwecja, Finlandia i Rosja.