Dr Józef Pluciński • Poniedziałek [15.06.2009, 07:46:07] • Świnoujście
Małżonkowie Mohr, czyli ostatnia publiczna egzekucja na Pomorzu
Panorama Świnoujścia z 1828 r.( fot. Archiwum
)
Przed paroma miesiącami pisałem o problemach prawnych mieszkańców miasta w początkach jego istnienia, a więc przed z góra 200 laty. Już wtedy nie stanowili oni zbiorowości aniołów i łamanie prawa nie było tu rzadkością. Mniejsze naruszenia prawa określane, jako „bagatelle”, a karane grzywną czy chłostą rozpatrywał wówczas miejscowy organ wymiaru sprawiedliwości, czyli burmistrz prawny. Sprawy ciężkiego autoramentu, w tym zagrożone karą pozbawienia życia, rozpatrywał sąd wyższej instancji rezydujący w Szczecinie. Ta nazywana potoczne „ sprawą morderców Mohr”, jako zbrodnia zakwalifikowała się właśnie do rozpatrzenia przez sąd wyższej instancji i zakończyła wyrokiem skazującym na karę śmierci, wykonaną w sposób wyjątkowo okrutny przez łamanie kołem.
Tu pewna dygresja. Rodzaj egzekucji, sposób jej wykonania, uzależniony był od indywidualnej oceny danego przypadku przez sąd i był bardzo zróżnicowany. W szerokim wachlarzu sposobów wykonania wyroków śmierci, do łagodniejszych należało powieszenie czy ścięcie.
Ścięcie toporem, uważane za łagodniejszy sposób odebrania życia, ryc. ( fot. Archiwum
)
Wspomniane łamanie kołem było bardziej wyrafinowanym, odziedziczonym po średniowieczu sposobem zadania śmierci. W miarę upływu czasu obyczaje w tym w tym względzie ulegały zmianie, łagodniały. Coraz rzadsze były organizowane publiczne egzekucje, a do historii odeszły, chociaż nie od razu, bardziej drastyczne sposoby odbierania życia skazańcom. Ostatnia, w średniowiecznym niemal stylu dokona egzekucja na Pomorzu, ale także chyba i w całych Prusach, miała miejsce w Świnoujściu w 1828 r. Wiążą się one z głośną w tamtych czasach sprawą małżonków Mohr. Przez dziesiątki lat była ona trwałym składnikiem świadomości mieszkańców miasta, przekazywaną w różnych opisach z pokolenia na pokolenie. Wynikało to z jednej strony z drastyczności związanej z nim tak zbrodni jak i kary, z drugiej zaś z ówczesnego tempa życia, bez porównania wolniejszego niż obecnie. Cóż to zatem była za sprawa ?
Dom wdowy Wargin, stan około 1965 r.( fot. Archiwum
)
Naprzeciw ratusza miejskiego, dzisiejszego Muzeum Rybołówstwa, tam gdzie obecnie znajduje się sklep „Pepco” stał dom, w którym w tamtych czasach zamieszkiwała wraz ze wspomagającą ją 20-letnią siostrzenicą, leciwa i przy tym majętna wdowa po kapitanie statku, Werginie. Pewnego kwietniowego ranka 1827 r., obie znaleziono zamordowane, leżące w kałuży krwi. W wyniku stosunkowo krótkiego śledztwa, za głównych podejrzanych uznano małżonków Mohr, którzy każdego tygodnia z warzywami i ziemniakami, przyjeżdżali do Świnoujścia, dostarczając je stałym odbiorcom. Podejrzanych aresztowano na płynącym na Zalewie barkasie, a następnie postawiono przed sądem. W dawnej świnoujskiej tradycji, historia o okrutnych mordercach, małżonkach Mohr, przechodziła niemal z pokolenia na pokolenie i stanowiła nawet kanwę dość pospolitej „dziadowskiej” pieśni śpiewanej przez wędrownych żebraków, sensownym wydaje się przytoczenie o nich nieco więcej informacji. Pochodzą one m.in. z autobiograficznej powieści żyjącego tu wówczs pisarza Theodora Fontane, jak też relacji prasowych, wreszcie opisów zawartych w lokalnych wydawnictwach.