Gazeta.pl • Czwartek [19.03.2009, 06:47:17] • Szczecin
Szczecin miał być radziecki
Gdyby wybuchła wojna, polskie wojsko miało ruszyć na Danię, a radziecka dywizja - na Szczecin - twierdzi Wiktor Suworow, szpieg, który został historykiem
Wiktor Suworow przyjechał do Szczecina, by promować książkę "Ostatnia defilada". We wtorek spotkał się z czytelnikami w Empik Galaxy, a wczoraj przez 1,5 godz. dyskutował o Rosji z uczestnikami spotkania w Instytucie Historii i Stosunków Międzynarodowych US.
Suworow - dziś pisarz i historyk - ukończył Wojskową Akademię Dyplomatyczną w Moskwie, w latach 1974-1978 był rezydentem GRU, czyli radzieckiego wywiadu wojskowego w Genewie. Po ucieczce do Wielkiej Brytanii został zaocznie skazany na karę śmierci. Wyroku - mimo rozpadu ZSRR - do dziś nie uchylono.
Rozmowa z Suworowem
Marcin Górka: Pierwszy raz rozmawiam z prawdziwym radzieckim szpiegiem, ale nie wygląda pan jak James Bond.
Wiktor Suworow: Prawdziwy szpieg nie wygląda jak James Bond. Już na pierwszych zajęciach w Wojskowej Akademii Dyplomatycznej w Moskwie, czyli szkole dla agentów GRU, usłyszałem: żadnych ciemnych okularów, żadnego stawiania kołnierza płaszcza, żadnego wzroku spode łba, wręcz przeciwnie. Szpieg musi wyglądać tak, żeby nikt się nie domyślił, że jest szpiegiem. Kiedy jeździłem po świecie, śledził mnie brytyjski agent. Ja na granicy zawsze byłem uśmiechnięty, więc bez problemu mnie przepuszczali. A jego zawsze kontrolowali, bo wyglądał jak szpieg. Głównym zadaniem diabła jest to, żeby wszyscy myśleli, że diabła nie ma.
Aktywnym agentem wywiadu był pan w czasach Układu Warszawskiego i zimnej wojny. Jakie znaczenie miał wtedy na mapie szpiegowskiej Szczecin i ta część Polski?
- Szczecin był dla Związku Radzieckiego i państw UW miejscem strategicznym. Leży blisko Niemiec, Danii, był więc portem wojennym, który z jednej strony mógł zatrzymać flotę nieprzyjaciela, a z drugiej można z niego było szybko uderzyć na przeciwnika. ZSRR nie miało portów, z których można było uderzyć na Niemcy, tym bardziej że były to porty zamarzające. Więc strategiczne dla ZSRR były Tallin i przede wszystkim Szczecin i Świnoujście. Szczegółów pracy wywiadu w tym rejonie nie znam, bo pracowałem w stolicy szpiegostwa, Genewie, a szpiedzy nie dzielą się między sobą informacjami. To podstawowa zasada.
Ale pracowali tu agenci GRU?
- Oczywiście! I poruszali się tu z taką swobodą, jak u siebie w domu. Zajmowali się werbowaniem agentów przede wszystkim wśród marynarzy, którzy przecież podróżowali po świecie i byli dla radzieckiego wywiadu bardzo cennym źródłem informacji. Taki agent GRU wchodził do knajpy, w której bywali marynarze, stawiał wódkę i wypytywał. Płacił i często zdobywał w ten sposób stałe źródło informacji.
Pod jaką przykrywką radzieccy szpiedzy występowali w Szczecinie?
- Tutaj mieli do wyboru całą gamę takich przykrywek. Nie musieli się tu nawet specjalnie ukrywać, tak jak na Zachodzie, gdzie nie mogli występować jako obywatele ZSRR, bo od razu trafiali pod obserwację „konkurencji”. Do Szczecina przyjeżdżali jako attache, pracownicy tutejszego konsulatu, Aeroflotu, radzieckich stacji meteorologicznych, jako przedstawiciele armatora itd. Oczywiście pracowali po cywilnemu.
Wielu agentów tu zwerbowano?
- Nie znam oczywiście liczby, ale na pewno. To i turyści i mieszkańcy Szczecina, jeśli mieli jakąś rodzinę za granicą: w Danii, Niemczech. To także żołnierze...
Werbowano oficerów polskiej armii?
- Taki werbunek też się tu odbywał. Ale to była bardzo delikatna robota. W końcu Polska była sojusznikiem Związku Radzieckiego. No ale nie tak pewnym, więc ZSRR potrzebowało agentów w polskim wojsku, m.in. tu, w Marynarce Wojennej. Ale radziecki szpieg nie mógł samowolnie werbować polskiego oficera, tak jak np. turystę czy oficera armii zachodniej, bo ten był obiektem dla agenta "z automatu". Za każdym razem musiał mieć najpierw zgodę z "centrali" w Moskwie. Tym zajmowali się nie tylko oficerowie GRU, ale także KGB, wywiad cywilny.
Co oni tu robili?
- Zajmowali się wywiadem i kontrwywiadem, ale politycznym lub ekonomicznym. Bo przecież Szczecin był miejscem, gdzie pracowali także agenci zachodnich wywiadów. Nie tak jak Genewa, ale to miasto było miejscem wojny wywiadów NATO i Układu Warszawskiego.
Jakie były radzieckie plany w stosunku do tego miasta na wypadek wojny?
- W latach 80. ZSRR miał dwóch wrogów. Z jednej strony NATO, z drugiej polską Solidarność. Plan na wypadek "W" był więc bardzo chytry. Polskie wojsko ze Szczecina czy Świnoujścia miało atakować Cieśninę Duńską. Ale jednocześnie przygotowana była radziecka dywizja, której zadaniem było wejście do Szczecina i opanowanie miasta, portu i całego tego regionu. Chodziło o wyprowadzenie polskiej armii na Zachód, a nie wprowadzenie tutaj radzieckich jednostek. Port musiał pozostać pod kontrolą ZSRR. Zakładano tak: niech Warszawa i reszta Polski będzie Wałęsy, ale Szczecin musi pozostać pod radziecką kontrolą. To strategiczny port, na którego utratę ZSRR pozwolić sobie nie mogło. Oznaczało to ni mniej, ni więcej, tylko anektowanie tej części Polski. Taki Szczecin można było łatwo potem utrzymać, bo nie groziło mu przecięcie lądowych szlaków komunikacyjnych. Strategiczne dostawy można było prowadzić drogą morską.