Jak przekazał nam świadek, który przechodził obok miejsca zdarzenia, rowerzysta został potrącony na skrzyżowaniu. Po chwili jednak podniósł się z jezdni, zabrał rower, a kierowca samochodu wysiadł z auta. Obaj mężczyźni mieli spokojnie porozmawiać, stanąć „oko w oko”, po czym rozeszli się w przeciwnych kierunkach.
Cała sytuacja trwała bardzo krótko. Nie wezwano służb ratunkowych ani policji. Po kilku minutach na miejscu nie było już ani rowerzysty, ani kierowcy - jakby zdarzenie rozpłynęło się w miejskim ruchu.
Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że nikomu nic się nie stało. Jednak takie sytuacje pokazują, jak łatwo drobne z pozoru potrącenia mogą pozostać poza oficjalnymi statystykami. Brak zgłoszenia nie zawsze oznacza brak konsekwencji zdrowotnych, które czasem ujawniają się dopiero po czasie.
To kolejny sygnał, że na skrzyżowaniach potrzebna jest szczególna ostrożność - zarówno ze strony kierowców, jak i rowerzystów. Nawet jeśli wszystko kończy się „na nogach”, bezpieczeństwo nie powinno być sprawą drugorzędną.

