iswinoujscie.pl • Niedziela [05.10.2025, 23:10:07] • zachodniopomorskie

Transformacja energetyczną szansą Pomorza Zachodniego

Transformacja energetyczną szansą Pomorza Zachodniego

fot. Organizator

W obliczu rosnącej nadprodukcji zielonej energii na Pomorzu Zachodnim, związanej z rozwojem lądowej i przyszłej morskiej energetyki wiatrowej oraz fotowoltaiki, Elektrownia Dolna Odra przestaje być tylko obiektem do wygaszenia w perspektywie transformacji, a staje się idealną lokalizacją dla nowoczesnych technologii bilansowania i magazynowania energii.

- Firmy w Polsce potrzebują dziś zielonej energii by być konkurencyjne na rynkach zagranicznych. PAIH wspiera biznes w ekspansji zagranicznej - mówi Łukasz Szeląg z Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu w Warszawie, Regionalne Biuro Handlowe w Szczecinie.

Magazynowanie Energii i Agregacja: Elektrownia, posiadająca masywną infrastrukturę przesyłową i połączenia z siecią, jest gotowa do przyjęcia dużych inwestycji w wielkoskalowe magazyny energii (np. bateryjne). Te magazyny mogłyby absorbować nadwyżki energii z OZE (z Pomorza i zachodniej Polski), które dziś zmuszają operatorów do nierynkowych wyłączeń instalacji. Elektrownia mogłaby stać się regionalnym agregatorem i kluczowym punktem bilansowania mocy dla całej makroregionu.

​Zielony Wodór i Synteza Paliw

Kompleks Dolna Odra ma potencjał, by stać się regionalnym hubem wodorowym. Nadwyżki zielonej energii mogłyby być wykorzystywane do produkcji zielonego wodoru w procesie elektrolizy (Power-to-Gas), co jest przyszłościowym sposobem na magazynowanie energii w skali sezonowej oraz dekarbonizację transportu i przemysłu.

​Inteligentne Zarządzanie Siecią (Smart Grid)

Ośrodek ten, ze swoim doświadczeniem operacyjnym, może odegrać kluczową rolę we wdrażaniu zaawansowanych systemów zarządzania siecią i współpracy z powstającymi klastrami energii. Zamiast stawiać barierę, jak to ma miejsce dziś, Dolna Odra mogłaby współpracować z energetyką rozproszoną jako punkt jej stabilizacji.

​Taka transformacja Dolnej Odry to nie tylko korzyść systemowa, ale także szansa dla lokalnej społeczności i gospodarki Pomorza Zachodniego.

​ Przekształcenie elektrowni w hub nowoczesnych technologii (magazynowania, wodorowych, cyfrowego zarządzania energią) wymaga nowych kompetencji i stworzy wysoko wykwalifikowane, dobrze płatne miejsca pracy. Pozwoli to na przekwalifikowanie i zatrzymanie doświadczonych kadr związanych z energetyką w regionie, zamiast zmuszać je do emigracji.

Stabilny i zbilansowany dostęp do zielonej energii z Dolnej Odry przyciągnie nowe inwestycje przemysłowe, dla których niezawodne i ekologiczne źródło zasilania jest krytyczne (np. centra danych, zaawansowane fabryki).

O tym jak przeprowadzić transformację energetyczną dyskutowali uczestnicy Konferencji Energetyki Rozproszonej w Krakowie organizowanej przez AGH. Jej patronem był m.in. poseł na Sejm RP Artur Łącki. W konferencji uczestniczył też wiceprezes gryfickiego oddziału Północnej Izby Gospodarczej Mariusz Sowiński.

Mimo upływu niemal dekady od pierwszych rządowych deklaracji, klastry energii w Polsce wciąż pozostają w fazie „raczkującej" – jak obrazowo zauważa Tomasz Drzał, prezes Krajowej Izby Klastrów Energii i OZE. Podczas Kongresu Energetyki Rozproszonej w Krakowie padają gorzkie słowa: energetyka lokalna nie rozwija się, bo brakuje elastycznych przepisów i motywujących mechanizmów. Tymczasem samorządy, prosumenci i społeczności lokalne gotowe są do działania – potrzebują jednak przestrzeni legislacyjnej i systemowego wsparcia, którego od lat nie otrzymują

Klastry energii – lokalne fundamenty transformacji

Klastry energii, zgodnie z definicją Ministerstwa Klimatu i Środowiska, to lokalne porozumienia pomiędzy producentami, odbiorcami i dystrybutorami energii, których celem jest efektywne zarządzanie produkcją i zużyciem energii odnawialnej w określonym regionie. Ich głównym zadaniem jest bilansowanie lokalnych potrzeb energetycznych w sposób bardziej zrównoważony, oparty na odnawialnych źródłach i przy aktywnym udziale społeczności.

Jak tłumaczy Tomasz Drzał, klastry miały być narzędziem do uruchomienia realnej transformacji „oddolnej" – zdecentralizowanej, zbudowanej wokół samorządów, lokalnych firm i mieszkańców. Idea była prosta: umożliwić lokalnym społecznościom produkcję, dystrybucję i zarządzanie własną energią – zamiast uzależnienia od dużych koncernów energetycznych.

Dekada deklaracji, dekada stagnacji

W 2016 roku ówczesny minister energii Krzysztof Tchórzewski publicznie deklarował chęć powołania dziesiątek klastrów energii w całej Polsce. Po niemal dziesięciu latach bilans rozczarowuje.

– Z ponad dwustu zarejestrowanych klastrów faktycznie funkcjonuje nie więcej niż dziesięć, i to one znalazły się w oficjalnym rejestrze prezesa URE – mówi Tomasz Drzał. – Reszta to często martwe struktury, istniejące tylko „na papierze", nieposiadające realnych mechanizmów wymiany i zarządzania energią.

Zdaniem prezesa Krajowej Izby Klastrów Energii i OZE, przyczyn tej stagnacji jest wiele – od nieprzygotowanego zaplecza prawnego po brak rynkowych bodźców. Problem leży nie tylko w legislacji, ale i w podejściu kolejnych rządów. – Pamięć społeczna jest krótka, ale warto rozliczać tych, którzy składali konkretne obietnice i nie dotrzymali słowa – dodaje Tomasz Drzał.

Zabrakło jasnych zasad, odpowiednich zachęt finansowych i – co kluczowe – zabrakło rynku energii, który umożliwiłby działanie tych struktur na zasadach ekonomicznej konkurencyjności. A bez realnego rynku trudno mówić o rozwoju.

Rynek, którego nie ma – co blokuje energetykę rozproszoną

– W Polsce nie ma realnego rynku energii – mówi wprost Tomasz Drzał. Choć na pierwszy rzut oka może się to wydawać przesadą, prezes Krajowej Izby Klastrów Energii i OZE precyzuje: „Zamrożone ceny dla konsumentów i samorządów sprawiają, że nikt tak naprawdę nie zna rzeczywistego kosztu energii. A skoro nie ma cen rynkowych, nie może być też bodźców rynkowych do zarządzania energią lokalnie".

To jedno z największych źródeł paraliżu – brak przejrzystego, dynamicznego mechanizmu cenowego, który mógłby zachęcić społeczności lokalne do inwestycji w bilansowanie i efektywność energetyczną. Co więcej, zamrożone ceny mają charakter polityczny, nie gospodarczy – są zależne od cyklu wyborczego, a nie od realnych potrzeb rynku.

Inną fundamentalną barierą jest brak elastycznych narzędzi prawnych. Mimo że technologia i infrastruktura pozwalają dziś na zarządzanie przepływem energii niemal w czasie rzeczywistym, polskie prawo nie nadąża za rzeczywistością. Brakuje choćby mechanizmów umożliwiających operatorom systemów dystrybucyjnych efektywne współdziałanie z klastrami jako jednolitymi jednostkami.

Transformacja energetyczną szansą Pomorza Zachodniego

fot. Organizator

Dodatkowo, obecna struktura miksu OZE również generuje napięcia. Polska postawiła na fotowoltaikę – w dużej mierze ze względu na zablokowany rozwój energetyki wiatrowej. Efekt? Mamy dwukrotnie więcej mocy z PV niż z wiatraków, mimo że to wiatraki dostarczają energię w sezonie jesienno-zimowym, kiedy zapotrzebowanie jest najwyższe.

– Nasza energetyka rozproszona została od początku źle zaprojektowana – podsumowuje Drzał. – I dopóki nie wprowadzimy realnych, systemowych zmian, będziemy wciąż mówić o „raczkujących" klastrach, a nie o dojrzale funkcjonujących społecznościach energetycznych.

Uwolnić rynek, wynagradzać elastyczność

Jeśli Polska rzeczywiście chce rozwijać energetykę rozproszoną, musi odejść od sztucznego sterowania rynkiem energii.

– Odmrożenie cen może przynieść wiele nieoczekiwanych pozytywnych skutków – twierdzi Tomasz Drzał. – Bez tego nie będzie żadnych bodźców do racjonalizacji zużycia energii, lokalnego bilansowania ani inwestycji w poprawę efektywności energetycznej. Obecnie w Polsce koszt przesyłu energii jest taki sam, niezależnie od odległości odbiorcy od źródła. To nielogiczne z punktu widzenia rynku. Rozwój energetyki rozproszonej mógłby wreszcie przełamać ten schemat. Dzięki niej możliwe byłoby nie tylko obniżenie kosztów produkcji energii, ale także zmniejszenie kosztów przesyłu – poprzez wykorzystanie tańszych linii niższego napięcia i krótszych tras dostaw. - podkreśla ekspert

Bardzo istotna jest zmiana podejścia do bilansowania energii w społecznościach lokalnych. Dziś to kosztowne i formalnie nieopłacalne wyzwanie. Tymczasem – jak zauważa Tomasz Drzał – lokalne bilansowanie energii to realna usługa, która mogłaby być wynagradzana przez operatorów systemów dystrybucyjnych. Podczas Kongresu Energetyki Rozproszonej w Krakowie nawet przedstawiciele Tauronu przyznali, że jest to możliwe i potrzebne.

Obecnie problemem jest m.in. fakt, że operatorzy muszą dostarczać energię do każdego odbiorcy osobno, zamiast traktować cały klaster jako jeden podmiot. Rozwiązaniem mogłoby być wprowadzenie modelu agregatora – czyli podmiotu koordynującego przepływ energii pomiędzy producentami i odbiorcami w klastrze. Taki agregator rozliczałby się z operatorem jak jeden odbiorca, jednocześnie zarządzając energią wewnątrz społeczności.

A co, jeśli operator nie potrafi tego zrobić? – Niech wydzierżawi swoją sieć. Albo nawet ją sprzeda – mówi Tomasz Drzał, przypominając, że w Polsce działa już kilku prywatnych operatorów, którzy z powodzeniem obsługują dziesiątki tysięcy odbiorców. Na ich infrastrukturze powstają klastry, które działają realnie – nie na papierze.

Zmiany legislacyjne nie muszą być kosztowne ani skomplikowane. Nie potrzeba kolejnych programów wsparcia z KPO czy funduszy UE, wystarczą czytelne, rynkowe mechanizmy, które premiują lokalną elastyczność i efektywność.

Nie potrafimy wykorzystać energii

Od maja do września każdego roku polskie sieci przesyłowe stają przed tym samym problemem: niewykorzystaną nadwyżką zielonej energii, zwłaszcza z fotowoltaiki. W odpowiedzi operatorzy są zmuszeni do nierynkowych wyłączeń instalacji OZE – co oznacza, że produkcja zostaje zatrzymana, mimo że zapotrzebowanie w skali kraju wciąż istnieje.

Jak wyjaśnia Tomasz Drzał, to nie kwestia technologiczna, ale organizacyjna i prawna. – Problem nie tkwi w tym, że mamy za dużo zielonej energii. Problemem jest to, że nie umiemy nią zarządzać – mówi. Polska fotowoltaika generuje energię głównie w słoneczne dni, które nie zawsze pokrywają się z godzinami i dniami największego zapotrzebowania. A Słońce, jak zauważa Drzał z przekąsem, „nie rozróżnia wtorku od niedzieli".

Tymczasem możliwości technologiczne istnieją: magazynowanie energii, dynamiczne taryfy, systemy predykcyjne, lokalne mikrosieci. – To nie jest rocket science – przekonuje Drzał – „To, czego brakuje, to mechanizmy prawne i rynkowe, które pozwolą te technologie wdrażać i skalować".

Zamiast kolejnych dużych elektrowni PV, potrzebne jest strategiczne planowanie lokalne – gdzie, ile i jaką energię wytwarzamy oraz jak ją rozprowadzamy. Przyszłością jest energetyka rozproszona i społeczności energetyczne, takie jak niemieckie stadtwerke,

Czy Polska odważy się na realną transformację?

Energetyka rozproszona w Polsce to dziś ogromny potencjał – niewykorzystany, niedoceniony i niedoinwestowany. Problemem nie jest brak technologii, wiedzy czy chęci – problemem jest brak systemowego podejścia, odwagi legislacyjnej i realnych bodźców rynkowych.

Klastry energii mogłyby być fundamentem lokalnej niezależności energetycznej, narzędziem przeciwdziałania kryzysowi klimatycznemu i wsparciem dla samorządów w czasach rosnących kosztów. Zamiast tego, wciąż są traktowane jako „eksperyment" – choć od pierwszych obietnic ich wdrożenia minęła już niemal dekada.

Rok 2025 może okazać się przełomowy. Zapowiadane odmrożenie cen energii, zmiany w prawie energetycznym i nowy Krajowy Plan na rzecz Energii i Klimatu dają szansę na nowy początek. Jeśli jednak ta szansa nie zostanie wykorzystana mądrze i odważnie – Polska może stracić nie tylko czas, ale i zaufanie tysięcy obywateli zaangażowanych w zieloną transformację.

Źródło: https://iswinoujscie.pl/artykuly/86709/