Gazeta Lubuska • Poniedziałek [07.05.2007, 00:07:56] • Świnoujście

Miałem niejedną dziewczynę

Miałem niejedną dziewczynę

Krzysztof Bosak. Poseł LPR. Ma 24 lata. Stanu wolnego. Uważa, że żenić trzeba się z miłości. Brak rodziny na razie nie jest dla niego mankamentem, bo pozwala w większym stopniu angażować się w politykę. Dużo grzebie w internecie. Chętnie przegląda blogi, myśli o założeniu własnego. „To, że jestem ko( fot. Sławomir Ryfczyński )

Rozmowa z Krzysztofem Bosakiem, zielonogórskim posłem LPR, który publicznie spowiada nam się ze swoich grzechów.

- Myślał pan kiedyś o operacji plastycznej?
- Nigdy.

- Jako członek rady społecznej przy szpitalu chirurgii plastycznej mógł się pan skusić.
- Już nie jestem członkiem tej rady, do której wskazali mnie zresztą radni z sejmiku dolnośląskiego. Choć wie pani... Mogłem wybrać inne szpitale, a wybrałem chirurgii plastycznej, więc może coś było na rzeczy?

- A o wizycie u kosmetyczki myślał pan?
- Nie, dlaczego?

- Wygrał pan w rankingu na najseksowniejszego wszechpolaka. Ale Robert Biedroń, prezes Kampanii Przeciw Homofobii, komentując wyniki głosowania, powiedział o pana trądziku ukrywanym pod warstwą pudru.
- Z pudrem, to są jego wymysły. Panu Biedroniowi doradzałbym wizytę u terapeuty.

- A pana seksowne usta?
- Nie mam w zwyczaju komentować wypowiedzi pana Biedronia.

- Nie chcę komentarza. Proszę o ocenę własnej urody.
- Może kiedyś chciałem być trochę wyższy, jeśli już pani bardzo chce na ten temat coś usłyszeć. Ale teraz jestem przekonany, że mój średni wzrost jest OK.

- Roman Giertych jest wysoki.
- To można powiedzieć, że patrzę z dołu na Romana Giertycha (śmiech). Ja się cieszę, że się bardzo nie wyróżniam.

- Byłoby źle?
- Jak razem z Romanem Giertychem byliśmy na Jasnej Górze na pielgrzymce, to górował nad ludźmi co najmniej o głowę i wzbudzał sensację. Teraz ja też jestem rozpoznawalny i dlatego cieszę się, że nadmiernie nie rzucam się w oczy. Nie jestem typem narcyza. Mnie na przykład irytuje pozowanie do zdjęć.

- W poselskim pokazie mody wziął pan udział.
- Tak, to była impreza charytatywna. Ciekawe przeżycie. Czułem się jednak nieswojo na wybiegu. Jedynym posłem, który tam się czuł jak ryba w wodzie, był Wojciech Olejniczak. Jako jedyny przyszedł też ze swoim własnym fryzjerem.

- Powiedział pan kiedyś, że człowiek powinien mieć wykształcenie, rodzinę, dorobek polityczny, a potem zająć się polityką. Pan zrobił odwrotnie. Lubi pan naginać zasady?
- Zależy jakie. Są takie, których nigdy nie złamię. Natomiast reguły wynikające z politycznego obyczaju mogą się jednak zmieniać. Na świecie polityką zajmują się ludzie dojrzali, z życiowym dorobkiem. Tyle że w Polsce, po okresie komunizmu, instytucje demokratyczne i rynkowe zaczynały być budowane od zera. Było ogromne zasysanie młodych kadr, to ciągle trwa. Często rozmawiam z dziennikarzami poważnych mediów, którzy są młodsi ode mnie.

fot. Artur Kubasik

- W polityce czuje się pan czasami smarkaczem?
- Wielu to dziwi, ale z racji mojego wieku naprawdę nie wynikają żadne trudności.

- A szaleństwa? Jest pan przecież i studentem.
- (Długa cisza) Z mojej perspektywy studenckie życie jest bardzo normalne. Imprezy, wyjazdy, jakieś wygłupy - w sumie to nic szalonego. To już bardziej szalona wydaje mi się praca parlamentarzysty. Dziennikarze czasem żądają wypowiedzi o jakimś bardzo ważnym wydarzeniu, nim człowiek zdąży się z nim porządnie zapoznać - czy to nie jest szaleństwo?

- Spodziewałam się większego po byłym DJ-u.
- No tak, rzeczywiście trochę się w to bawiłem jako licealista.

- I dywanikiem rzucał pan na sesji zielonogórskiej rady miasta.
- To było kilka lat temu. I nie rzucałem, tylko wręczałem przewodniczącemu rady!

- Czyli pod względem szaleństw niewiele się pan rozwinął.
- Dobra, przyznam się. Jeżdżę na snowboardzie. Może się narażę tą wypowiedzią TOPR-owcom, ale oni nie mieszkają chyba w naszym okręgu wyborczym. Lubię pojeździć poza wytyczonymi trasami, między drzewami. Daje mi to dużo frajdy. Szalone było też spotkanie z Kubą Wojewódzkim. Z 90 minut naszej rozmowy, w telewizji pokazali tylko połowę, a było dużo ostrych słów, ciągła awantura.

- O co?
- Kazałem Kubie nałożyć buty, bo je zdjął i zaczął w trakcie programu malować paznokcie.

- Taka prowokacja z podtekstem homo?
- Nie chcę wnikać w psychikę Wojewódzkiego, bo zapuściłbym się w niebezpieczne rejony.

- Pan jest do niego podobny. Piotruś Pan - bez domu, drzewa, syna.
- Ale ja jestem od Kuby o jakieś 20 lat młodszy! Mam czas.

- Chodzi o postawę. Z oświadczenia majątkowego wynika, że jak tylko porobił pan oszczędności, to kupił sobie samochód.
- Był mi potrzebny do pracy.

- Czy to jest duże auto?
- Bus, ośmioosobowy.

- Freud miałby tu coś do powiedzenia.
- Kupiłem tak duże auto ze względów czysto praktycznych. Wożę nim materiały partyjne, koleżanki i kolegów na nasze akcje.

- Tak, auto pan ma, ale sympatii nie. Powiedział pan kiedyś, że nie będzie robił castingu na dziewczynę.
- Powiedziałem, ale z ironią. To był żart.

- Może jednak zamieścimy w "GL” kupon i znajdziemy panu dziewczynę?
- Musiałbym poważnie się nad tym zastanowić. Żartuję oczywiście! To byłaby dopiero szopka.

- Przecież pan uwielbia szopki. Jako mały chłopiec co niedzielę oglądał w piżamce "Polskie Zoo”. Powiedział pan, że nie przypuszczał, że kilkanaście lat później sam będzie jednym z tych zwierząt.
- To była z kolei przenośnia, ale rzeczywiście tak powiedziałem.

- Czyli w polityce nie czuje się pan jak ryba w wodzie?
- Czuję się gościem. Rozglądam się i ciągle się dziwię.

- Nieprawda, pan to lubi.
- (Śmiech) No dobrze, mogę powiedzieć, że rzeczywiście lubię, choć z satysfakcją splata się duża presja bycia osobą publiczną.

- Pan uwielbia pokazywać się w mediach. Wkrótce otworzę lodówkę, a z niej też wyskoczy Bosak.
- No cóż, nie chciałbym być niczyją zmorą! Po wizycie u Wojewódzkiego słyszałem od znajomych uczniów, że ich rodzice w jakiś sporach z nimi niemal za wzór mnie stawiali. Że młody, porządny i ułożony. Hmm, zaczynam się bać, żeby nie było tak, że rodzice będą mną nastolatki szantażować (śmiech).

- Ale do "Tańca z gwiazdami” pana nie zaprosili. Nie umie pan tańczyć?
- Umiem! Oczywiście nie tańce standardowe, bo się ich nigdy nie uczyłem, ale poza tym chyba radzę sobie całkiem nieźle. Dlaczego nie pojawiłem się w programie, trzeba zapytać zarząd TVN, który najpierw mnie kusił i namawiał, a potem się nagle wycofał z rozmów i nabrał wody w usta.

- A gdyby nie?
- Sądzę, że odważyłbym się zatańczyć. Zastanawiałem się jednak, czy dam radę pogodzić program i treningi z pracą parlamentarną. I miałem wątpliwości czy to przystoi, bo wobec parlamentarzystów ludzie mają bardzo wyśrubowane wymagania.

- Pan uwielbia robić słowne wycieczki, na przykład pod adresem dezerterów ze świata marketingu i konsumpcji. A pan skąd uciekł?
- Ja nie uciekam. Ja walczę. Tyle że nie buntuję się spektakularnie, bo to bliskie pozerstwa. Dużo trudniej jest coś samodzielnie zaproponować i zacząć to tworzyć.

- Jak wyborcy tego drugi raz nie kupią, co pan ze sobą zrobi? Widziałabym pana w agencji reklamowej...
- Poważnie? Kiedyś też o tym myślałem! Zresztą na razie nie muszę się deklarować, bo dużo możliwych dróg przede mną. Plotki o słabych notowaniach LPR są zresztą przesadzone i nie mam wątpliwości, że w kolejnym Sejmie będziemy.

- Jakby co, ma pan doświadczenie w pisaniu reklamowych haseł. Te skandowane na paradach antyhomoseksualnych, jak "Chłopak + dziewczyna= normalna rodzina” i "Miłość jest hetero”, są pana.
- A skąd pani wie, że to moje hasła?

- Pana.
- Zastanawia mnie, skąd pani to wie, nigdzie o tym nie mówiłem... Tak, są moje. Lubię bawić się słowami. Nie ja jeden zresztą spośród parlamentarzystów.

- Chcę zrobić panu test na obecność w pana życiu siedmiu grzechów głównych.
- Nie chcę się publicznie spowiadać.

- Nie jestem księdzem.
- To odpada obowiązek szczerości.

- Nie odpada. Szczerze, ile jest w panu Pychy?
- Mam nadzieję, że niewiele. Nie uważam się za lepszego od innych.

- Nastolatki piszą, że jest pan bardzo przystojny.
- Komentarze w internecie w 80 proc. składają się z wyzwisk, więc to się równoważy (śmiech). Na pochwałach nie opieram poczucia własnej wartości. Zawsze znajdą się wazeliniarze, którzy mówią, że jestem super. I ci, co krytykują, czegokolwiek bym nie zrobił.

fot. Artur Kubasik

- Jak pan został posłem, przybyło wazeliniarzy?
- Jestem mile zaskoczony, bo niespecjalnie. Nie ma za bardzo takich, którzy nagle przypomnieli sobie, że mnie znają.

- Grzech numer dwa - Chciwość. Wspiera pan akcje charytatywne?
- Jakieś rękodzieło kupiłem ostatnio w Sejmie na kiermaszu od uczniów szkoły specjalnej. Ich nauczycielki narzekały, że posłowie prawie nic nie kupują. Troszeczkę zostawiłem u nich pieniędzy. Ile? Nie powiem. W ogóle chętnie się dzielę. Na przykład z panią herbatą, a nawet kawę zaproponowałem!

- Za herbatę płaci Sejm. Dużo ma pan oszczędności?
- Troszeczkę. Staram się oszczędzać. Nie wydawać pieniędzy na niepotrzebne rzeczy.

- Czyli?
- Muszę się zastanowić, co też dla mnie jest niepotrzebną rzeczą.

- Podpowiem - cukierniczka. Nie ma pan jej w biurze.
- Nie mam (śmiech). Wyrazem mojej oszczędności jest moje auto. Inni posłowie kupują sobie eleganckie, poważne limuzyny albo sportowe auta. Ja kupiłem samochód użytkowy, kilkuletni, z oszczędnym silnikiem diesla.

- Teraz Nieczystość.
- Pilnuję, by w moim poselskim biurze zawsze był porządek na błysk. Gonię pracowników do sprzątania.

- Nieczystość może dotyczyć także i innych sfer.
- A jakich?

- Myśli. Ciała.
- LPR wystąpiła z inicjatywą projektu antypornograficznego, który popieram.

- Proszę! Ma pan 24 lata i hormony. Jest pan normalnym, młodym facetem. Jak mówiła moja babcia, w tym wieku "krew nie woda, tyłek nie szklanka”.
- I to powiedzenie pani babci będzie w wywiadzie?? Czego też pani ode mnie oczekuje?

- Miał pan kiedyś dziewczynę?
- Jasne, że miałem. I to niejedną. Rozstaliśmy się, a co dalej zobaczymy. Nie jestem naprawdę osobą nadzwyczajną, pod żadnym względem. Proszę napisać, że nie będzie zwierzeń w tym punkcie.

- A ja proszę, niech pan tak nie ciągnie koszuli przy kołnierzu, bo się pan zadusi. Dobrze, przechodzimy do Zazdrości.
- To jest mój problem. Zazdroszczę innym wielu rzeczy. Czasu wolnego. Anonimowości. Możliwości pobłąkania się po mieście bez celu i pośpiechu. Posłowi Misztalowi zazdroszczę maybacha. Czasem, gdy parkuje przed Sejmem i przyjeżdżają wycieczki, to uczniowie zamiast z budynkiem, robią sobie zdjęcia z tym autem (śmiech).

- Pan też?
- A co ja miałbym potem robić z tym zdjęciem?

- Nosić w portfelu.
- Maybach nie jest mi absolutnie potrzebny do życia w żadnej postaci.

- A jedzenie i picie?
- W tym punkcie grzeszę co najwyżej nieregularnością posiłków z powodu zabiegania. Nie jestem typem obżartucha.

- Pan wypił trzy herbaty, ja jedną...
- Herbata to nie alkohol, żebym musiał miarkować. A abstynentów bardzo szanuję, ale sam do nich nie należę.

- Według pana dobrze mieć wroga, bo mobilizuje.
- Poważnie, takie rzeczy napisałem? Muszę te teksty pokasować... (śmiech) Rzeczywiście, w konfrontacji z odmiennym punktem widzenia, poglądy stają się dużo bardziej wyraziste. Ale ja nie jestem gniewnym typem.

- Co pana wkurza?
- Mało rzeczy.

- Teksty o trądziku i pudrze?
- Mnie sytuacje medialne nie doprowadzają do wrzenia. Zastanawiam się nawet, czy mój poziom tolerancji nie jest zbyt wielki. To mnie niepokoi. Z rzeczy większego kalibru wkurza mnie poprawność polityczna.

- W punkcie Lenistwo...?
- Każdy ma takie chwile, że leniuchuje. Ale więcej chyba grzeszę pracoholizmem.

Źródło: https://iswinoujscie.pl/artykuly/858/