- Najpierw padły obraźliwe słowa, następnie doszło do próby fizycznego ataku na mojego narzeczonego, po czym napastnik chwycił mnie za płaszcz. Na szczęście zdołałam się uwolnić, a jestem w ciąży. Przechodnie nie reagowali. Podczas ucieczki zadzwoniłam na policję. Mój narzeczony zaczął gonić napastnika, a ja czekałam, ale policji nie było. Ponownie dzwoniłam po 20 minutach. Policjanci, mimo że przyjechali, nie podjęli interwencji, tłumacząc się objazdem jednokierunkową ulicą. Pojechali zawrócić i zniknęli. Napastnik odjechał taksówką. Policja nie zareagowała na nasze wezwania. To szokujące, jak w Polsce traktuje się kobiety wieczorem. Jesteśmy stałymi bywalcami, o polskich korzeniach, zawsze czuliśmy się tu bezpiecznie. Co robić, gdy policja nie zapewnia pomocy?" - relacjonuje pani Anna, od lat nie mieszkająca w Polsce.
Nasza redakcja 5 stycznia zwróciła się do Policji o wyjaśnienia dotyczące działań w tej sprawie. Do dzisiaj cisza!