Taką kontrowersyjną tezę przedstawił na własnej stronie internetowej znany prawnik Piotr Waglowski. Problm stwarza wadliwy system motywacji pracowników. W zależności od rangi zarejestrowanego zdarzenia pracownicy monitoringu mieliby otrzymywać stosowne premie. Ich wysokość jest większa, gdy na przykład w przepychance padną pierwsze ciosy - donosi tvn24.pl.
Z regulaminu Zakładu Monitoringu wynika, że pracownicy dostają premię na podstawie punktów zebranych za zarejestrowanie określonych zdarzeń. Przykładowo za zaobserwowanie gwałtu, kradzieży lub włamania można dostać 15 punktów. Za wyłapanie choć jednego takiego przestępstwa, pracownik otrzymuje premię, nawet do 15 proc. wynagrodzenia zasadniczego i dodatku funkcyjnego.
- Jeśli zbiera się punkty za gwałty, morderstwa i pobicia, a nie dostaje się punktów za ich zapobieganie, to tylko frajer będzie zapobiegał. Reszta będzie czekała i przypatrywała się, jak biją, gwałcą i mordują, by móc w tabelce wpisać punkty zliczane do premii - komentuje paradoksalne zasady przyznawania premii Piotr Waglewski.
- Zanim operator dostanie punkty, jest sprawdzany przez oficera dyżurnego, któremu ma obowiązek zgłaszać wszystkie niepokojące sygnały. Ten system jest bardzo szczelny i kontrolowany, a najważniejszym jego celem jest zapobieganie niepokojącym wydarzeniom. Nie wyobrażam sobie, żeby w pracy operatorów mogło dochodzić do sugerowanych przez prawnika nadużyć - zapewnia Ewa Gawor, dyrektorka miejskiego biura bezpieczeństwa.
(źródło: TVN24)