Dr Józef Pluciński • Poniedziałek [05.01.2009, 06:42:11] • Świnoujście
Zbrodnia i kara w początkach Świnoujścia
Łamanie kołem i palenie na stosie w średniowieczu.( fot. Archiwum
)
To nasze najpiękniejsze z miast u ujścia Świny, które dla przypomnienia, dopiero w XVIII wieku powstało, w swych początkach nie cieszyło się opinią oazy bezpieczeństwa i spokoju. Z racji specjalnego statusu, do powstającej tu wówczas osady, ściągali przywabieni wizją dobrego zarobku, swobód podatkowych, tudzież zwolnienia od służby wojskowej, ludzie przeróżnego autoramentu, tak z Prus jak i terenów ościennych. Stąd też do konfliktów z prawem, dochodziło rzec można nagminnie.
Do pierwszej odnotowanej zbrodni morderstwa, doszło jednakowoż dosyć późno. Dokonał jej w dniu 8 sierpnia 1793 roku robotnik dniówkowy Gentz. Zabił on mianowicie, w jej własnym domu, małżonkę sołtysa wsi Ostswine ( Warszowa ) Jahnholza. Rzezimieszek ów, ofierze swej zrabował pieniądze, a znalezioną, co lepszą odzież, spakował w węzełek, z którym zbiegł po podpaleniu domu. Ogień wkrótce zgaszono, morderstwo odkryto i sprawcę w dni kilka potem ujęto. Młyny sprawiedliwości mełły tak nieśpiesznie, że dopiero w dwa lata potem, 17 lipca 1795 roku szczeciński sąd, właściwy dla osądzania tego rodzaju czynów, wydał w tej sprawie wyrok. Zgodnie z nim, sprawca zbrodni zabójstwa miał być doprowadzony na miejsce kaźni bez asysty duchownego i tutaj „ od dołu kołem łamany, do śmierci być doprowadzonym, a ciało jego ma być na kole oplecione”. Jako miejsce wykonania egzekucji wskazano Świnoujście, mając chyba na uwadze względy wychowawcze.
Łamanie kołem, „sposób klasyczny”( fot. Archiwum
)
Ten sposób pozbawienia życia, bardzo rozpowszechniony w średniowiecznej Europie, wymagał jednakowoż nader skomplikowanych i kosztownych przygotowań, z których najważniejszym było ustalenie miejsca kaźni, użycie stosownego sprzętu oraz udziału fachowca, potrafiącego tegoż dzieła dokonać.
Na miejsce egzekucji wyznaczono odkryty, piaszczysty pagórek w lesie przy ówczesnej drodze na Ahlbeck, gdzieś tak w okolicach dzisiejszego stadionu. Kolejną sprawą stało się ściągnięcie do Świnoujścia odpowiedniego fachowca. Najbliższy, posiadający właściwe kwalifikacje, mistrz katowski nazwiskiem Mener, zamieszkiwał w Trzebiatowie nad Regą i przybył tu, w końcu września 1795 r. na zaproszenie świnoujskiego burmistrza. Mistrz, jak na fachowca przystało, postawił odpowiednio wysokie wymagania, dotyczące wynagrodzenia i warunków pracy. Otóż niezbędne mistrzowi do pracy otoczenie stanowiło 6 czeladników, 5 knechtów, 4 kobiety towarzyszące, 3 dzieci, 3 woźniców oraz 10 koni ciągnących wozy z tym orszakiem. Z niejakimi trudnościami świta została zakwaterowana w nielicznych wówczas gospodach. Katowska ekipa z Trzebiatowa przebywała w dniach 27 – 30 września 1795 r. Jak policzono po ich wyjeździe, wypili oni nie mniej niż 53 flaszki dobrego wina, 14 kwart gorzałki i 127 butelek piwa, posilając się wielokrotnie, niezależnie od obiadów i kolacji. Zastawa, szkła oraz używane sztućce, wówczas to nie takie znów tanie, stały się przy okazji ich własnością.
Łamanie kołem połączone z „opleceniem na kole”( fot. Archiwum
)
Mistrz katowski dla dokonania swej pracy zapotrzebował ponadto wykonania niezbędnych instrumentów i sprzętu. Żaden z miejscowych rzemieślników nie przejawiał ochoty, by dla kata pracować, aliści wyboru nie było. W rezultacie, prawie każdy z nich miał swój wkład w dokonanie kaźni. A przykład dał senator Krause, najznamienitszy obywatel miasta, który to dostarczył drewno na budowę koła katowskiego, zbudowanego przez stolarza z Karsiborza, zaś miejscowy cieśla, starannie wykonał drabinę i pal na osadzenie koła. Ktoś tam jeszcze sporządził żelazne cęgi do zadawania mąk, a miejscowy krawiec uszył był skazańcowi
pokutną szatę. Dostarczone zostały nadto niezbędne liny i bloczki. Kat z Trzebiatowa, w obecności wszystkich niemal mieszkańców miasta i okolic, rzetelnie i zaiste po mistrzowsku wykonał swoją pracę i oczekiwań zgromadzonej gawiedzi nie zawiódł. Delikwent, zanim ducha wyzionął, zaprawdę gorzko za swe grzechy pokutował! Tak to odbyła się w Świnoujściu pierwsza publiczna egzekucja.
Po dokonaniu dzieła i zasłużonym wypoczynku, następnego dnia mistrz przedłożył rachunek za pracę, w którym istotne pozycje stanowiło: za łamanie kołem od dołu do góry 15 talarów, ( z czego 10 dla mistrza), użycie koła żelaznego 3 talary, owinięcie delikwenta na kole 3 talary, rwanie i miażdżenie członków cęgami takoż 3 talary. Dalszych szczegółów owego rozliczenia, raczej oszczędzę. Łącznie, trud mistrza katowskiego oraz jego czeladników i pachołków, oceniony został na 23 talary, naonczas sumkę całkiem znaczną. Pobrawszy ciężko zapracowany grosz, trzebiatowski mistrz wraz z czeladzią udał się nieśpiesznie w drogę.
Opisany mord, był pierwszym odnotowanym, ale w żadnym wypadku nie jedynym, tego rodzaju popełnionym przestępstwem, w młodym naonczas mieście. Jak wynika z opisów kronikarskich z tamtych lat, u ujścia Świny, niejako od początku sami aniołowie nie zamieszkiwali. Już w 1773 dwaj marynarze zabili starego kupca Lüdtke. Zostali oni ujęci, przewiezieni do Szczecina, tam osądzeni na karę śmierci i straceni przez ścięcie toporem.