Przedświąteczny dyżur w Szpitalu Tymczasowym. Noc, w środku hali stoi wielka choinka, ubrana w wycinane gwiazdy i śnieżki. Szum instalacji, migające diody monitorów, dźwięki alarmów. Rozsuwają się drzwi.
Przyjęcie nowego pacjenta. Starszy pan zagubionym wzrokiem rozglądał się po wielkiej hali pogrążonej w półmroku. W ręku trzymał małą reklamówkę. Otrzymał ręczniki, piżamę, łóżko. Uzupełniamy dokumentację. Pojawia się nazwa: Świnoujście. Krótka wymiana zdań. Pacjent poczuł się pewniej. Osobiście, Świnoujście jest mi bardziej bliskie niż rodzinny Poznań.
To nie był łatwy pobyt dla tego pacjenta, w oderwaniu od rodziny, przyjaciół, w okresie Świąt Bożego Narodzenia. Codziennie widział, jak często zmieniali się pacjenci na sąsiednich łóżkach.
Pomimo że świadomie wybierałam mój zawód, pomimo satysfakcji, jaką daje mi ta praca, tegoroczne Święta też nie były łatwe dla mnie, dla moich bliskich i dzieci. 24, 25, 26 grudnia spędziłam na dyżurach. Podobnie jak reszta mojego zespołu. Ale te dni właśnie rozjaśniał nam właśnie ten początkowo zagubiony pacjent. Od strony jego stanowiska dochodziły do nas dźwięki arii operowych, kompozycje instrumentalne. Przy każdym niemal kontakcie wspominał Świnoujście lat 70-, 80-tych, opowiadał o statkach, na których pływał.