W 1614 roku Johannes Kepler przypuszczał, że Gwiazda Betlejemska była tak naprawdę koniunkcją Jowisza i Saturna, która miała mieć miejsce w 7 roku n.e. Uważał on (jak się później okazało - błędnie), że podczas koniunkcji planet może powstać nowa, czyli gwiazda wybuchowa. Byli i tacy badacze zjawisk niebieskich, którzy sugerowali, że jasna gwiazda nie niebie mogła być kometą. Taką jak Kometa Halleya, która była widoczna w 12 roku p.n.e. Inny obiekt, będący nową lub kometą widziany był także w Chinach i Korei około 5 roku p.n.e. Przez ponad 70 dni świecił na niebie i w ogóle się nie poruszał. Nie koniec to jednak astronomicznych pomysłów na pochodzenie niebiańskiego blasku, który prowadził mędrców do stajenki z małym Jezusem. Są bowiem i tacy uczeni, którzy twierdzą, że Gwiazda Betlejemska mogła być widzianą na niebie supernową lub nawet hipernową z Galaktyki Andromedy. Pozostałości supernowej w innej galaktyce są bardzo trudne do wykrycia. Ale choć ciężko jest określić czas, kiedy miała ona miejsce, w Galaktyce Andromedy natrafiono na resztki supernowej. Wędrująca gwiazda wyobrażana w ludowych, świątecznych czy ciało niebieskie z astronomicznych kronik!? Najprawdopodobniej, kolejne jeszcze pokolenia badaczy spierać się będą o to co prowadziło Maryję z Józefem do pasterskiej szopy w Betlejem. Trudno też liczyć na to, że ludziom kiedykolwiek uda się definitywnie rozstrzygnąć ten dylemat. Może więc zostawmy już tą gwiazdę. Niech nas prowadzi w nocnej wędrówce do żłóbka, niech cieszy dorosłych i dzieci!