Odkąd sięgam pamięcią, zawsze się uśmiechał.
Jego uśmiech miał magiczną moc, był wytchnieniem od trudnej rzeczywistości i zawsze dodawał mi sił.
Nawet gdy było mu ciężko, gdy ból nie dawał mu chwili wytchnienia, gdy był już wykończony, potrafił po prostu się uśmiechnąć.
Nie użalał się nad sobą. Miał charakterek i zawsze musiał postawić na swoim.
Nie mówił, a zawsze pocieszył,
nie przytulił, a zawsze otulał moje serce,
nie opowiedział żartu, a potrafił rozbawić mnie jak nikt inny.
Nie musiał mi nic udowadniać, czuję, że kochał mnie całym sobą, tak samo jak ja jego.
Walczył, dzielnie walczył wiele długich lat.
Walczył dla nas i nie raz wygrywał małe starcia.
Tym razem jednak poległ.
Ta potyczka z chorobą była jego ostatnią.
Mimo to, jest naszym wielkim bohaterem.
Odchodząc, zabrał ze sobą kawałki naszych serc, wymieniając je na fragmenty własnego.
Dzięki temu już zawsze będzie częścią nas, a my będziemy częścią jego.