Także w Świnoujściu była swego czasu przy ul. Bohaterów Września restauracja „Wineta”, w której to serwowano znakomite golonki i napoje bardziej wyskokowe. W pobliskim Wolinie był i chyba do dzisiaj jest hotel noszący tę nazwę. Oczywiście wiele jachtów i stateczków jest tak nazwane.
Legenda tajemniczego zatopionego miasta inspirowała uczonych historyków do podjęcia badań, a pisarzy, poetów malarzy do tworzenia dzieł związanych z tym tematem. Czarowi legendy uległ także nasz kompozytor Feliks Nowowiejski, który zetknął się z nią podczas pobytu w Świnoujściu przed I wojną światową. W 1924 roku na kanwie tej legendy, stworzył operę „Legenda Bałtyku”.
O czym opowiada ta legenda ? Znanych jest wiele jej wariantów różniących się w detalach. Jedną z tych wersji, najbardziej popularną, opowiem.
Oczywiście bardzo, bardzo dawno temu, przed więcej niż tysiącem lat u północnych wybrzeży wyspy Uznam znajdowało się wielkie portowe bogate miasto. Miasto Wineta, bo tak je zwali, było niewiarygodnie bogatym i największym wówczas znanym miastem. większym nawet niż leżący na styku Europy i Azji, Konstantynopol. Żyli tam przedstawiciele wielu nacji, mówiący różnorodnymi językami ówczesnego świata: Grecy, Słowianie, Wenecjanie, Sasi i inni. Wierzyli oni w różnych bogów, jedynie Sasi byli chrześcijanami, ale nie było im wolno głosić ich wiary. Głównym zajęciem mieszkańców był handel na wielką skalę. Ich kramy i składy były przepełnione najrzadszymi i najbardziej kosztownymi towarami, które każdego roku przywozili na statkach kupcy z najdalszych nawet zakątków świata. Dlatego też w mieście znajdowało się nieprzebrane bogactwo, pędzono niezwykłe luksusowe życie, o którym tylko marzyć można było.
Mieszkańcy Winiety w której znajdowały się nieprzebrane dobra, byli rzec można obrzydliwie wręcz bogaci, a bogactwo swe okazywali na każdym kroku. Bramy miasta wykonane były ze spiżu, dzwony licznych kościołów z czystego srebra. Srebro było w mieście tak powszechne, że najbardziej pospolite przedmioty były zeń wykonane, a dzieci na ulicach bawiły się talarami. Konie nawet podkuwano srebrnymi podkowami. Takie bogactwo, a przy tym pogańska bezbożność, przywiodły w końcu to piękne i wielkie miasto do zguby.
Nad wyraz bogaci mieszkańcy Winiety pławili się w zbytkach i rozkoszy wszelkiej, w sposób niebywały a potępienia godny. Tak mężowie jak i niewiasty oddawali się rozpuście wręcz nieopisanej, za nic mając cnotę i wierność małżeńską. Nie szanowano też żadnych świętości ani przykazań. Kpiąc z bogów i przykazań wszelkich i w wielki piątek powszechnie jedzono mięso. Ale nie tylko. Z czystej rozpusty nawet ludzkie mięso jeść próbowano. To wywołało niebywały gniew bogów, którzy zesłali na rozpustne miasto ogromne fale morskie, które je niemal w mgnieniu oka zatopiły. Nastąpiło to wczesnym rankiem dnia pierwszego świąt wielkanocnych. Nad to zatopione rumowisko, przybywali następnie z wyspy Gotland na wielu statkach Szwedzi i wydobywali stamtąd nieprzebrane ilości złota, srebra i cyny, a nawet przepiękne marmur. Odnaleźli także, wydobyli i wywieźli do Visby na wyspie Gotland spiżowe bramy miejskie. Tam też przeniósł się handel z Winiety. Po rozpustnej Winecie pozostało jeno rumowisko skryte pod falami Bałtyku.
Miejsce, gdzie niegdyś znajdowało się zatopione miasto, można jeszcze ponoć dzisiaj oglądać. U brzegów wyspy Uznam na wysokości wsi Koserow w odległości około 1 mili od brzegu rozciąga się wielka kamienista płycizna nazywana Vinete Riff.