Jacek Jekiel – dyrektor Opery na Zamku w Szczecinie:
Staram się zawsze przygotować jakąś niespodziankę. Tym razem to będzie wiersz C.K. Norwida:
„Nad Kapuletich i Montekich domem,
Spłukane deszczem, poruszone gromem,
Łagodne oko błękitu
Patrzy na gruzy nieprzyjaznych grodów,
Na wywrócone bramy do ogrodów,
I gwiazdę zrzuca ze szczytu.
Cyprysy mówią, że to dla Juliety,
I dla Romea łza ta znad planety
Spada i w groby przecieka;
A ludzie mówią, i mówią uczenie,
Że to nie łzy są, ale że kamienie,
I że nikt na nie nie czeka!"
Pozwoliłem sobie odczytać ten wiersz, który był efektem jego podróży do Werony, do ruiny symbolicznego pałacu. Czy rzeczywiście płaczemy nad grobem Julii i Romea? Czy uważamy, że miłość jest warta takiego poświęcenia? Czy też raczej rzucamy kamienie twierdząc, że to jest démodé? Że tak się nie powinno robić, a życie polega na chłodnym rachunku, na kalkulacji, na określaniu tego, co mniej czy bardziej ważne, na priorytetach? Kiedy zaczęliśmy rozmawiać z Operą Śląską nad wspólnym tytułem, doszliśmy do wniosku, że zderzenie z czymś tak archetypicznym, monumentalnym, to jak zderzenie muchy z czołgiem. Ale chyba nie ma nic ważniejszego dla instytucji artystycznej od próby zmierzenia się z absolutem. Ci kochankowie, ci młodzi ludzie tak bardzo „podpadli", bo zderzyli się ze światem konserwatywnym, który jest oparty na rzeczach, które oni odrzucają. Zestawimy świat rozumu i świat wielkiego uczucia.
Franck Chastrusse Colombier – kierownik muzyczny „Romea i Julii":
„Romeo i Julia" to bardzo popularne dzieło, wykorzystywane nie tylko w balecie czy w orkiestrowych wykonaniach, ale to dzieło, dzięki któremu wszyscy możemy powiedzieć, że jesteśmy Romeo i Julią. Uważam, że Charles Gounod stworzył jedną z najlepszych oper. I uważam tak nie dlatego, że jestem Francuzem. Bardzo się cieszę, że mogę współpracować z Michałem Znanieckim. Bardzo podoba mi się, jak ta opera została wyreżyserowana. Ponieważ jest to opera z 1867 roku, z pięcioma aktami, baletem, gdybyśmy to zrobili bardzo standardowo, to w dzisiejszych czasach byłaby zbyt ciężka dla publiczności. Inscenizacja Michała Znanieckiego pozwoliła na to, by dzieło mogło być odebrane jako bardzo aktualne.
Michał Znaniecki – reżyser „Romea i Julii":
„Romeo i Julia" będzie w Operze na Zamku w Szczecinie zupełnie inna niż w Operze Śląskiej. Zachowaliśmy linie emocjonalne, które są absolutnie najważniejsze, priorytetowe w tym spektaklu, ale postanowiliśmy z maestro wprowadzić sceny, których w Bytomiu nie było. Wybraliśmy, myśląc o nowych obsadach, czyli o obsadach szczecińskich, fragmenty, które tam były niemożliwe do zagrania: czy to z powodów przestrzennych czy głosowych. Także dla mnie jest to zupełnie nowa inscenizacja, są nowe arie, co cieszy, bo artysta zawsze chce ryzykować, zdawać następny egzamin, z nowym zespołem, nową publicznością, z inną dyrekcją. Już wiem, że do Szczecina przyjadą widzowie z Bytomia, który ten spektakl widzieli wiele razy (śmiech). A teraz o uniwersalności tematu. To jest rzecz najtrudniejsza i dla reżysera, i dla publiczności, bo publiczność przychodzi „zamknięta": „my znamy naszą wersję, wiemy jak się zaczyna i jak się kończy". I tutaj Gounod zaczyna nowy dialog z publicznością. Mówi: „chwileczkę, nie wszyscy wiemy, opera ma swoje zasady, a w przypadku Szekspira to była zawsze walka z librecistą, zachować Szekspira, czy go zmienić, redukować, czy dodawać...". Tutaj Gounod trochę sobie pozwolił. Mamy kilka zaskoczeń. Mamy prolog, który opowiada o dzisiejszym spojrzeniu na tę historię. Mamy znany temat, ale trochę inaczej opowiedziany przez kompozytora, który daje nam wolność. To pozwala nam poruszyć ten temat w sposób bardziej przemawiający do naszej publiczności, bez uwspółcześniania. Bo Szekspir daje nam Teatr Globe, w którym bez udziwniania, każda scenka może przeistoczyć się w balkon, morze... Stąd prostota jeśli chodzi o inscenizację. Oczywiście ona nie jest prosta w potocznym tego słowa znaczeniu, ale wygląda na prostą, co jest najtrudniejsze do wykonania w dzisiejszych czasach. To wszystko pozwala nam na uniwersalny przekaz. Nie uwspółcześniałem kostiumów, nie jesteśmy w dżinsach. Kostiumy są bardzo odważne. Praca polegała na zbudowaniu dwóch grup, dwóch rodzin. Mamy więc te rodziny, które cały czas konflikt podkręcają, dlatego kostiumy jednej z nich pokazują świat dworski, z kryzami, nieskazitelnie białymi. To świat Julii, która ma zachowywać się grzecznie, chodzić wyprostowana, uśmiechać się i tańczyć menueta. A świat Romea jest światem ulicznym. To są swetry, dresy, po prostu wygodniejsze do ulicznej bójki. Kontrastujemy więc kostiumami, który jest nawet szyty inaczej. To mają być zupełnie inne światy.
Czy to jest o miłości? Nie wiem. To na pewno jest o szaleństwie. Każdy zakochany to człowiek poza normami, poza zasadami, szkiełkiem i okiem. Czy trzeba być młodym? Nie. Mówimy tu o dzieciach, które wyrywają się rodzicom, ale nie o to chodzi. Każdy z nas może przeciwstawić się całemu światu. Uciekanie od norm jest możliwe, jest wielkim ryzykiem, doprowadza czasem do wielkiej tragedii. Czy warto? Myślę, że nasza klamra spektaklu może nie odpowiada na to pytanie, ale daje nadzieję.
Co do solistów: Pavlo Tolstoy. Mając takiego solistę można budować projekt dla niego. To bardzo trudny projekt, bardzo dużo śpiewania. I Victoria Vatutina, świetna artystka – czyli para małżeńska na scenie.
Beata Migdalska – prokurent firmy Elektro-BUD, partnera premiery „Romea i Julii":
Wystarczy jedno zdanie: warto inwestować w kulturę!