Z tłuściutkim, w olejowej zaprawie godnie pożegnamy czas kulinarnej rozpusty. Skąd właśnie śledzik na stołach tego dnia. Wyjaśnienie jest proste. Na spotkaniach z okazji zakończenia karnawału nie tylko dawnym rodakom, ale dziś nam, nie brakowało alkoholu. A jakąż to przekąskę lepszą od tej tłuściutkiej rybki można sobie wymarzyć?!
Śledzika zamiennie określa się mianem "ostatków". W dawnej Polsce towarzyszyła im także organizacja pochodów przebierańców, które nazywano „chodzeniem z kozą” bowiem w grupie tych „śledzikowych kolędników” ważna rolę odgrywała postać kozy. Chłopak odgrywający rolę kozy narzucał sobie na głowę i ramiona wywrócony włosem na wierzch kożuch, w ręku trzymał kij z osadzoną na nim drewnianą głową, obitą kozią skórą i ozdobioną rogami, a na szyi zawieszony miał dzwonek. Dziś ten obyczaj można spotkać tylko jedynie gdzieniegdzie na wsiach. Ale śledzik pozostał i jest okazją do ostatnich radosnych zabaw przed wielkim postem, spotkań z przyjaciółmi. Kto jeszcze nie pomyślał ma ostatnie chwile by zaprosić smak ostatków do domu!