iswinoujscie.pl • Wtorek [01.07.2008, 06:31:16] • Świnoujście
„Chcę iść naprzód !”

fot. Artur Kubasik
Gdy rozmawialiśmy z nią rok temu, Marina Nikoriuk była nieznaną w środowisku artystycznym studentką Wydziału Wokalno – Aktorskiego Akademii Muzycznej w Poznaniu. Dziś myśli już o programie recitalu dyplomowego, do którego pozostał jej niespełna rok. Tymczasem Marina – jako wybitnie zdolna mezzosopranistka dała się już poznać za granicą, a w ostatnią sobotę czerwca także w Świnoujściu na kolejnym koncercie z cyklu Świnoujskie Wieczory Organowe.
To był Twój pierwszy koncert w Świnoujściu ?
Marina Nikoriuk;
W naszym mieście śpiewałam po raz drugi ale po raz pierwszy przed taką publicznością. Jestem mile zaskoczona jak ludzie tu wyczuwają muzykę, jak żywiołowo reagują. Nie spodziewałam się tak gorącego przyjęcia...
Śpiewanie w świątyni stanowi jakieś szczególne wyzwanie dla wokalisty?
Trzeba naprawdę bardzo się starać. Taka przestrzeń jak w naszym kościele nie ułatwia śpiewakowi zadania. Liczne zakamarki oraz drewniany sufit pochłaniają dźwięki. Musiałam dać z siebie wszystko...
Mimo to warto było...?
Jestem pozytywnie zaskoczona muzycznym wyrobieniem publiczności. To dla wykonawcy bardzo ważne, gdy jest przekonany, że publiczność czuje prezentowaną muzykę. Moje zaskoczenie było jeszcze większe, gdy okazało się, że wśród słuchaczy jest śpiewaczka z Łodzi, w dodatku, podobnie jak ja – mezzosopranistka.
Zaproszenie do występu na „wieczorach” także Cię zaskoczyło? Nie brakuje Ci – gdy przyjeżdżasz do Świnoujścia – okazji do występów, imprez, w których konwencji zmieściłby się piękny głos?
Dokładnie tak jest. Mam wrażenie, że Świnoujskie Wieczory Organowe to prawdziwa oaza na pustyni. Niestety, jeśli chodzi o muzykę klasyczną to nasi najbliżsi sąsiedzi daleko nam uciekli. Świadczą o tym nie tylko pojedyncze imprezy, ale także duże cykliczne, jak Uznamski Festiwal Muzyczny.
Miałabyś pomysł aby to zmienić?
Tak. I nawet wymyśliłam sobie żeby porozmawiać z władzami. To, myślę jest kwestia przede wszystkim spojrzenia na muzykę klasyczną, także operową. Europa już od dawna nie kojarzy opery z „duszną” salą koncertową. Miałam okazję uczestniczyć już w takiej wielkiej adaptacji „Czarodziejskiego Fletu” Mozarta. Niemiecki reżyser postanowił umiejscowić akcję na wielkiej plaży. Ponieważ jednak w Stuttgarcie nie ma plaży zorganizowano ją na... stadionie, który zamienił się w wielką plażę. Byli ludzie leżący, opalający się na materacach, a między nimi akrobaci, szczudlarze, ogień i taniec....
Czy pośród takiego zgiełku jest jeszcze miejsce na śpiew, artyzm..?
No właśnie jest! Dla nas – wykonawców to on jest właśnie najważniejszy, a cała kiczowata jak mogłoby się wydawać otoczka przyciąga ludzi. To współczesny sposób na sprzedanie prawdziwej sztuki. Tak już jest. Nie ma, co z tym dyskutować. Trzeba korzystać z dostępnych środków, plenerów.
Nie sądzisz by nasze nadmorskie plenery nadawały się dla realizacji podobnych przedsięwzięć?
No właśnie! Skoro inni zamieniają stadion w plażę by zrealizować swoje artystyczne wizje to, dlaczego nie wykorzystać prawdziwej, pięknej, naturalnej. Coraz częściej o tym myślę. Ale to są idee, o których chciałabym najpierw porozmawiać z władzami miasta.
Czy ludzi można „zarazić muzyką”, spowodować, że będą „głodni” koncertów, pięknych brzmień?
Jestem o tym przekonana. Im więcej będzie tej pięknej muzyki wokół nas tym bardziej ludzie będą szukać kontaktów z bell canto, czy muzyką instrumentalną. Proszę sobie wyobrazić, że w miastach takich Poznań gdzie studiuję często ludzie zamawiają wokalistę do domu, np. przy okazji rodzinnych uroczystości. Wybierają nawet utwory, które chcieliby usłyszeć. To bardzo mi odpowiada. Uwielbiam śpiewać dla ludzi!
A Twoim zdaniem śpiew wymaga zamkniętej przestrzeni, akustycznej sali, skupionej publiczności?
Coraz bardziej przekonuję się, że to wcale nie jest niezbędne. Można śpiewać w mieszkaniach, o czym przed chwilą już mówiliśmy. Ludzie, którzy nas zapraszają sami planują repertuar takiego domowego koncertu. Z drugiej strony duże ośrodki starają się w niekonwencjonalny sposób przyciągnąć publiczność. Ostatnio uczestniczyłam w kilku dużych projektach na zupełnie otwartej przestrzeni. Np. spektakl słynnego „Otella” na wyspie we Wrocławiu. To było wielkie interdyscyplinarne przedsięwzięcie. Uważam,, że wybitnym śpiewakom w niczym nie ujmuje uczestnictwo w takich projektach. Wręcz przeciwnie. Może nam pomóc w znalezieniu nowych środków wyrazu, scenicznej ekspresji. Trudno w tym kontekście mówić o operze jako „gatunku ginącym”.
Świnoujście byłoby dobrym polem dla takich eksperymentów?
Czemu nie?! Muzyka klasycznej opery była już także prezentowana na plażach oraz innych „przestrzeniach zgiełku. Bo to głównie od nas, wykonawców zależy czy muzyka nie zginie gdzieś.
Zmieszana z światłem, tłumem, hałasem. Odpowiednio ukształtowany głos wyjdzie zawsze na pierwszy plan, nawet, gdy wokół są szczudlarze, tancerze, ogień.
Tylko czy opera miałaby u nas dobrą i liczna publiczność? W epoce medialnego pop-artu ludzie wytrzymaliby 3 godziny z prawdziwą muzyką, pięknymi głosami?
Skoro sąsiedzi w naszym bloku wytrzymują moje wielogodzinne ćwiczenia to myślę, że są podstawy do optymizmu.
Dziękujemy za rozmowę i czekamy na duży recital w Świnoujściu.
Dziękuję. Też czekam na tę chwilę.