iswinoujscie.pl • Poniedziałek [30.06.2008, 07:46:56] • Świnoujście

Komu przeszkadza betoniarnia?

Komu przeszkadza betoniarnia?

Julian Stanisławczyk właściciel( fot. Sławomir Ryfczyński )

Jeden oskarża drugiego o to, że chce spowodować zamknięcie jego interesu, nasyłając na niego kontrole. Drugi ripostuje, że prowadzony przez jego sąsiada interes zakłóca spokój, a domysły o wpływaniu na decyzje poszczególnych urzędów wyssane są z palca. Dodajmy jeszcze do tego kawałek płotu i historia zaczyna po mału przypominać tę z „Samych Swoich”. Kim są bohaterowie naszego artykułu? Ten pierwszy to Julian Stanisławczyk, współwłaściciel firmy „Arbud”. Drugi – Janusz Żmurkiewicz, prezydent Świnoujścia, a prywatnie sąsiad firmy Stanisławczyka.

Julian Stanisławczyk jest właścicielem działki przy ulicy Nowokarsiborskiej od 1992 roku i jeszcze do niedawna nie miał żadnych sąsiedzkich zatargów z prezydentem Żmurkiewiczem. Uważa się za wzorowego sąsiada. W rozmowie z nami podkreślał, że wiele razy szedł prezydentowi na rękę, np. zezwalając firmie Żmurkiewicza na korzystanie z należącego do niego transformatora, aby nie pozbawiać sąsiada prądu. Według Stanisławczyka jego problemy z prezydentem zaczęły się niedługo potem, jak włodarz zamieszkał na piętrze prowadzonej już wtedy przez żonę oponiarni . Mniej więcej w tym samym czasie Stanisławczyk dowiedział się o tym, że za jego działką, dzięki zmianie planu zagospodarowania miasta, powstać mają apartamentowce oraz domki. – Ta zmiana ma służyć wykurzeniu mnie z mojego miejsca. Betoniarnia jest zakładem dość głośnym, prezydentowi zależy na szybkim i łatwym wybudowaniu apartamentowców z wielu powodów, także dlatego, aby potencjalni mieszkańcy wywoływali na mnie naciski, abym zamknął firmę. To otworzyłoby mu wrota do zagospodarowania też mojej działki – uważa Stanisławczyk. Już od pewnego czasu jego przedsiębiorstwo stało się częstym miejscem wizyt świnoujskiej policji. Samochody należące do firmy, a przewożące w godzinach pracy beton, były kilka razy zatrzymywane i kontrolowane przez 2 lub 3 godziny. Tak długie kontrole powodowały zasychanie betonu, który potem kierowcy do końca godzin pracy skuwali w zakładzie. Przedsiębiorca ponosił więc straty. Żeby chronić się przed takimi zagrywkami, Stanisławczyk wypuszczał na miasto kilka betoniarek na raz, aby chociaż jedna czy dwie dały radę dotrzeć i zrealizować zlecenie. – Wtedy policyjne samochody jeździły po całym mieście na sygnale dopóty, dopóki nie wyłapały wszystkich aut – relacjonuje właściciel „Arbudu”. Takich oraz wielu podobnych przypadków miało być kilka. Stanisławczyk uważa, że jest to jawny napad na jego firmę, który ma doprowadzić do jej zlikwidowania, a jako inicjatora tych działań wskazuje prezydenta Żmurkiewicza. Prezydent, zapytany przez nas, czy kiedykolwiek wykorzystywał pełnioną przez siebie funkcję w celu załatwienia prywatnych interesów i zatargów ze swoim sąsiadem, twardo zaprzecza. – Nie wywoływałem żadnych nacisków na policję jako prezydent miasta. Owszem, moja żona dwa razy dzwoniła na policję zgłaszając naruszenie ciszy nocnej, gdyż prace prowadzone były około godziny drugiej w nocy. Podkreślam jednak, że były to działania prywatne – mówi nam. Zdziwiona narzekaniami Stanisławczyka na rolę policji w tej sprawie jest też rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Świnoujściu, Małgorzata Śliwińska. – O tym problemie słyszę po raz pierwszy, muszę jednak przyznać, że informacja o rzekomym wywoływaniu nacisków przez prezydenta na naszą jednostkę brzmi absurdalnie. Funkcjonariusze kontrolują pojazdy ciężkie tak samo, jak i inne samochody. Nikt nie działa tutaj pod dyktando, a tym bardziej policjanci, którzy z racji swego urzędu nie mogą działać wbrew prawu – mówi rzeczniczka.

Ostatnie starcie

Stanisławczyk twierdzi, że wszystkie dotychczas wykonywanie działania były wstępem do ostatecznego rozprawienia się z nim. Według niego prezydent miał zlecić policji skierowanie do Wydziału Gospodarki Komunalnej i Środowiska prośby o przeprowadzenie szczegółowej kontroli pod kątem ochrony środowiska. Kontrola odbyła się, a urzędnicy poprosili o dostarczenie przez właściciela „Arbudu” wszystkich dokumentów dotyczących pozwoleń na działalność. – Skoro kontrola nie wykazała żadnych nieprawidłowości, to po co im te dokumenty? – dziwi się Stanisławczyk, pokazując nam kopię sprawozdania. Tyle, że ze sprawozdania jednoznacznie wynika, że na terenie zakładu znaleziono chemikalia, na których przechowywanie trzeba mieć pozwolenie. - Asumptem do przeprowadzenia kontroli było pismo, które wpłynęło do nas 13 czerwca i jest to prośba Komendy Miejskiej Policji o przeprowadzenie kontroli w firmie „Arbud”. – mówi nam naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej i Środowiska, Krzysztof Szpytko. I dodaje: - Kontrola odbyła się 18 czerwca. W jej wyniku stwierdzono, iż w miejscu składowania betonu widać wyraźne zanieczyszczenia gleby produktami ropopochodnymi. Stwierdzono też obecność beczek po odczynnikach chemicznych. Ponieważ pan Stanisławczyk nie był w stanie przedstawić nam dokumentów, z których wynikałoby, że ma on pozwolenie na składowanie wszystkich tych odpadów, poprosiliśmy go o to, aby je dostarczył. Ostateczny termin mija 14 lipca. Pozwolę sobie też dodać, iż z uwagi na to, że mamy też do czynienia z zapyleniem i hałasem oraz bliskim sąsiedztwem zabudowań wydaje się zasadnym, aby oprócz nas osobne i niezależne działania podjęła także Wojewódzka Inspekcja Ochrony Środowiska.

„Brudna” atmosfera

O zapyleniu mówiło się zresztą już od dawna, bowiem z betoniarni wydobywa się często chmura pyłów, która jest wynikiem działalności zakładu. – Prezydent poprzez budowę osiedla sprowadza tu mieszkańców, aby oni częściej składali skargi, a tym samym spowodowali zamknięcie mojej firmy. – mówi właściciel „Arbudu”. – Stanisławczyk nie posiada maszyn, które umożliwiałyby mu umycie jego aut i zawiezienie nieczystości czy chemikaliów na miejsce do tego przeznaczone. Wszystko to idzie bezpośrednio do kanalizacji, część osiada też na ziemi, unosząc się potem w postaci ogromnej ściany pyłu. Chyba nikt nie chciałby mieszkać w sąsiedztwie przedsiębiorstwa, które robi coś takiego – mówi prezydent. Fakt zanieczyszczania środowiska potwierdza też sąsiad Stanisławczyka z drugiej strony, właściciel firmy „Novator”, Andrzej Małolepszy. – Jeśli wiatr wieje w naszą stronę, parking dla samochodów zwyczajnie pełen jest pyłów. Aby częściowo się przed tym ochronić wybudowałem na kilku metrach graniczących z sąsiadem magazyn, ale mimo tego ta chmura pyłu i tak odstrasza mi klientów. – przyznaje drugi sąsiad Stanisławczyka.

Kolejne kłody pod nogi

Za kolejne ciosy wymierzone w swoją osobę Julian Stanisławczyk uważa trzykrotne odmówienie mu wydzierżawienia od miasta działki wędkarskiej. – Nigdy nie dostaniesz tej działki, zajmij się sprzedażą swojej parceli przy ulicy Nowokarsiborskiej i wyjedź za granicę, starczy ci, to co już masz. – tak według właściciela betoniarni zareagował prezydent Żmurkiewicz na osobistą prośbę o dzierżawę. - Pan Stanisławczyk rzeczywiście występował do mnie z prośbą o wydzierżawienie mu działki w Karsiborze po lewej stronie ulicy 1 maja – mówi prezydent - ale ponieważ jakiś czas temu powiedziałem publicznie, że nie będę zezwalał na nowe dzierżawy na tamtym terenie nie mam zamiaru odstępować od dawno przyjętej zasady dla pana Stanisławczyka. Podjąłem taką decyzję, ponieważ ma tam powstać pasaż, którzy umożliwi wszystkim mieszkańcom dostęp do wody – dzisiaj praktycznie cały ten teren jest zabudowany.

Ku przestrodze innym przedsiębiorcom

Julian Stanisławczyk zdecydował się na upublicznienie tej sprawy, ponieważ uważa, że nie może już dłużej czekać i że działalność jego firmy jest bezpośrednio zagrożona przez prezydenta. - Nie szukam zemsty na prezydencie, moją historią chcę jedynie przestrzec mieszkańców, aby ponownie nie wybrali Żmurkiewicza na włodarza miasta. Dwa lata do następnych wyborów przetrzymam, ale kto wie, co będzie dalej. – mówi Stanisławczyk.

źródło: www.iswinoujscie.pl

Źródło: https://iswinoujscie.pl/artykuly/5671/