- To było w czwartek około godziny 12.00, wejście przy Słodkim Centrum. Pływałem i zobaczyłem dryfujące plecy, wystawały z wody. Zacząłem obserwować tego pana, nic się nie działo, niedaleko mnie stała pani, która się przyglądała. Najpierw myślałem, że on próbuje, ile może wytrzymać pod wodą. W pewnym momencie zacząłem do niego płynąć. Szturchnąłem go, zero reakcji, złapałem za barki, odwróciłem. Widok był straszny, był cały siny, do tego rozebrany. Zacząłem krzyczeć, złapałem go za rękę, podniosłem do góry drugą rękę, wzywając pomocy. Nic się nie działo, krzyknąłem trzy, cztery razy. Ludzie stali wokół, nikt nie reagował. Aż w pewnym momencie się wściekłem, bo jak wyciągałem tego człowieka do góry, to sam zacząłem iść pod wodę.
Ciężar tego człowieka mnie przygniatał, ale czułem pod nogami grunt. W pewnym momencie zacząłem go holować. Zacząłem krzyczeć do stojącego mężczyzny, żeby mi pomógł, ale bez skutku. Dopiero po jakimś czasie usłyszałem gwizdek ratownika. Holowałem go do brzegu, dobiegli ratownicy i jacyś ludzie. Razem go wyciągnęliśmy. Przeszkadzały mi sznurki od bojek ratowników, plątały się. Byłem w szoku, byłem pewny, że to nieboszczyk wyrzucony przez morze. To przez ten negliż...- na tym relacja pana Pawła się skończyła. Nikt nie zapytał go o nazwisko, nie zainteresował się tym, co zrobił.