Atrakcyjna działka po dawnej jednostce rakietowej w Helu została sprzedana jako teren zamknięty, mimo że już nim nie była. Polskie siły zbrojne mogły na tym stracić grube miliony. Dlaczego?
Dla terenu zamkniętego (tak określa się miejsca zajmowane przez wojsko) według przepisów nie można sporządzać miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Inwestorzy mają też duże problemy z budowaniem. Pozwolenia zamiast samorządu wydaje wojewoda, a ponieważ przeznaczenie terenu nie jest znane, stawiać można właściwie takie tylko obiekty, jakie są w sąsiedztwie.
Wiedzieli o tym doskonale inwestorzy, którzy zainteresowani byli zakupem niezwykle atrakcyjnej działki w Helu. Nieruchomość o powierzchni blisko 6 hektarów po opuszczeniu jej przez stacjonujące tu najpierw Wojska Obrony Powietrznej Kraju, a potem przez Marynarkę Wojenną, trafiła do Agencji Mienia Wojskowego. Ta postanowiła sprzedać w tym roku nieruchomość. Wywołało to sprzeciw helskich samorządowców, którzy liczyli, że przetarg odbędzie się dopiero po uchwaleniu dla obszaru dawnej jednostki planu zagospodarowania przestrzennego. Uchwalić go jednak nie mogli, właśnie dlatego, że teren wciąż miał status zamkniętego.
- Tylko minister obrony narodowej może zdjąć klauzulę i "otworzyć" teren wojskowy. Występowaliśmy o to kilka razy, bezskutecznie - tłumaczyła, zaproszona na nadzwyczajną sesję Rady Miasta Helu, Grażyna Pachut, zastępca dyrektora oddziału terenowego AMW w Gdyni.
Było to 10 kwietnia. Daty są tu ważne. Przetarg wyznaczono na 23 kwietnia. Cena wywoławcza była imponująca: 50 mln zł. Kwota, przy której inne oferty AMW w całej Polsce nie mogły się nawet równać. A jednak zainteresowanie ze strony potencjalnych inwestorów było ogromne. Niemal codziennie jacyś biznesmeni przyjeżdżali do Helu oglądać dawne obiekty koszarowe. Ale szum wokół braku planu i statusu terenu zamkniętego robił swoje. Helski magistrat 7 kwietnia otrzymał odpowiedź na swoje zapytanie z wojskowego Rejonowego Zarządu Infrastruktury, potwierdzające, że słynna już działka stanowi teren zamknięty.
- Przepisy stanowią, że w takiej sytuacji nie wolno nam w ogóle sporządzać miejscowego planu dla tego obszaru - tłumaczy Jarosław Pałkowski, pełniący obowiązki burmistrza Helu. - Dlatego ostrzegaliśmy Agencję Mienia Wojskowego, że sprzedaje jakby kota w worku, bo inwestorzy nie wiedzą, co im będzie wolno zrobić ze swoją własnością.
Przetarg odbył się w Gdyni 23 kwietnia. Zgłosił się tylko jeden oferent: Vea Development, spółka córka Invest Komfort. Zanim zaczęła się licytacja, prawnik firmy wniósł do protokołu zastrzeżenie, związane właśnie ze statusem terenu zamkniętego. Oferent zastrzegł, że podpisze umowę notarialną i przeleje pieniądze dopiero po otwarciu jednostki przez ministra obrony. Przewodnicząca komisji przetargowej wyraziła wątpliwości, czy ten wniosek zostanie uwzględniony, ale wpisano go do protokołu.
Skoro był tylko jeden oferent, do rozstrzygnięcia przetargu wystarczyło tylko jedno postąpienie, czyli osiągnięto kwotę 50 mln 500 tys. zł. Być może inni potencjalni inwestorzy jeszcze bardziej niż Vea Development obawiali się problemów proceduralnych z resortem obrony.
- Nie bez znaczenia dla takich dużych inwestorów jest konieczność zamrożenia ogromnej gotówki, nie wiadomo na jak długi czas - przypuszczał Pałkowski.
Agencja po przetargu wystąpiła po raz kolejny do MON o otwarcie zamkniętego terenu w Helu.
- Na czerwiec planowane jest podpisanie umowy notarialnej - poinformowała nas przed tygodniem ówczesna rzecznik AMW Jolanta Plieth-Cholewińska. - Czekamy na "odczarowanie" nieruchomości przez ministra.
I oto nagle okazało się, że decyzją szefa MON działka została już otwarta.
Ale najciekawsze jest to, że decyzję taką Bogdan Klich podjął już 15 kwietnia. A więc na osiem dni przed gdyńskim przetargiem!
- Nie mogli tego od razu ogłosić?! To mogłoby przynieść znacznie wyższą cenę za helską działkę! - irytuje się pragnący zachować anonimowość urzędnik z Warszawy, który poinformował nas o sprawie.
Od piątku usiłowaliśmy uzyskać potwierdzenie tej informacji w Departamencie Prasowo-Informacyjnym Ministerstwa Obrony Narodowej. Dopiero wczoraj po południu poinformowano nas, że w Dzienniku Urzędowym MON z dzisiejszą datą opublikowana zostanie decyzja ministra z 15 kwietnia zmieniająca decyzje w sprawie ustalenia terenów zamkniętych. - Dotyczy ona m.in. właśnie otwarcia działki w Helu - potwierdziła nam wczoraj Małgorzata Golińska z Agencji Mienia Wojskowego.
Burmistrz Helu o tym, że już otwarty teren sprzedawano jako zamknięty, dowiedział się od nas.
- Postawa MON jest co najmniej dziwna - komentuje Jarosław Pałkowski. - Przecież to mogło mieć istotne znaczenie dla ceny osiągniętej na przetargu. Nawet na naszej sesji pojawili się zainteresowani kupnem, ale widać status terenu zamkniętego ich odstraszył. Gdyby do przetargu przystąpiło więcej oferentów, wylicytowana kwota byłaby wyższa.
Na sesję 10 kwietnia helanie zaprosili także ministra obrony. Nie przybył jednak nikt z resortu, a pięć dni później działka była już "odczarowana".
- Decyzja ministra obrony z 15 kwietnia nie wpłynęłaby na wysokość ceny - twierdzi Ilona Kowalska, nowy zastępca prezesa AMW ds. zagospodarowania mienia. - Cena, jaką Agencja uzyskała za działkę na Helu jest satysfakcjonująca.
Pytanie tylko, czy satysfakcja nie mogła być większa...
Krzysztof Miśdzioł, Roman Kościelniak - POLSKA Dziennik Bałtycki
źródło: puck.naszemiasto.pl