iswinoujscie.pl • Środa [04.10.2017, 10:38:01] • Świnoujście
Ziemowit Pierwszy /po Bogu/

fot. iswinoujscie.pl
Gdy biały kadłub „Kapitana Borchardta” zbliżał się do kei w piątek 29 września do nabrzeża świnoujskiej mariny bosman przystani w spokoju oczekiwał kolejnego gościa.
-”No kogo jak kogo ale tego kapitana niczego nie musimy uczyć”-mruknął pod nosem do cumownika. W tej chwili z wieczornej zasłony wynurzył się korpus żaglowca, a nadwodną ciszę przeszył głos.
-”Cumę dziobową przygotować!”. To był głos jachtowego kapitana żeglugi wielkiej Ziemowita Barańskiego. Właśnie pod jego komendą „Kapitan Borchardt” bezpiecznie zawiesił cumy na polerach . Szczęśliwie, tak jak przed laty gdy Pogoria” przez 8 miesięcy pod jego komendą bujała się do oceanicznych portów albo gdy „Chopinem” okrążył Amerykę Południową pokonując ponad 25 tysięcy mil w jednym rejsie! Dziś, swoją marynarską karierę kończy najpiękniej kontynuując dzieło patrona żaglowca, którym dowodzi. Bo przecież kpt ż.w. Karol Olgierd Borchardt sporą część swojej służby poświęcił morskiemu wychowaniu młodzieży, a świadectwo tego odnaleźć możemy w książce „Znaczy kapitan”. Wychowują się na niej kolejne pokolenia młodych wilków morskich. By jednak nauczyć się morza trzeba wejść na pokład. Na przykład, na pokład „Borchardta”, którego dowódca swoją pierwszą łódkę cumował na sztucznym jeziorze w pobliżu Skarżyska Kamiennej. W 1948 roku trudno mu było nawet wyobrazić sobie, że może być piękniejszy ship od budowanej własnoręcznie żaglówki i morze większe od tego jeziora nazywanego Zalewem Rejowskim.
IS:
Pana przodkowie , rodzice pływali też na śródlądziu, miał Pan jakieś wodniackie tradycje w rodzinie?
Kpt. Z.B.
-”Zaskoczę Pana. Moi dziadkowie byli… maszynistami kolejowymi.
IS:
Po takich jednak żeglarskich dokonaniach jakie zawiera jego życiorys, ‘szwendanie się „Borchardtem” po Bałtyku może wydawać się śmiesznym zajęciem. Do rozmowy w kapitańskim saloniku siadamy jednak w chwili gdy kolejna młoda załoga zabiera na ląd marynarskie worki i zdobyte doświadczenie.
Kpt. Z.B.
-”Bałtyk nie jest akwenem ekstremalnym pod względem pływów ale jeśli chodzi o pogodę to potrafi dać w kość zupełnie jak Morze Północne albo północny Atlantyk. Dlatego nie zapraszamy młodych ludzi na morskie spacery. To nie zabawa ale prawdziwa szkoła; szkoła żeglarska i szkoła charakteru!

fot. iswinoujscie.pl
I.S.:
Chęć sprawdzenia się w ekstremalnych warunkach może być magnesem. Ale czy tylko to przyciąga młodych na pokład?
Kpt Z.B.
-”Jeśli myśli Pan o romantyzmie to nie wiem czy można zaryzykować twierdzenie, że coś takiego istnieje w morskiej codzienności. Owszem, bywają chwile, w których kontestujemy morze i przestrzeń, można się zapatrzeć, rozmarzyć ale to są bardzo krótkie chwile. Statek musi płynąć i to płynąć bezpiecznie. Załodze nie wolno „odlatywać”!
I.S:
-”Ta załoga to w dużej części młodzież, która dopiero uczy się morza i życia na statku. Mają jednak także prawo do odpoczynku. Kapitan musi ściągać ich z koi do roboty?
Kpt Z.B.
-”Muszę przyznać, że miałem podobne obawy gdy armator statku przedstawił mi propozycję harmonogramu zajęć podczas rejsu. Spróbowaliśmy jednak i… okazało się, że młodzi garną się na.. kurs robót bosmańskich, który organizujemy w trakcie rejsów. Duże zainteresowanie budzi możliwość uzyskania takich umiejętności jak marynarskie węzły, sploty itp.
I.S.
Jest wtedy czas także na „morskie opowieści”. Życie pana kapitana to przecież temat na dobrą książkę…
kpt Z.B.
-”Staramy się by każdy załogant wchodzący na trap poczuł siłę morskiej tradycji. Wprowadzeniu załogi towarzyszy informacja o historii jednostki. Wyświetlamy im także film o życiu kapitana Borchardta. Historię zawartą w obrazie filmowym uzupełniam jeszcze o tę pochodzącą z własnego doświadczenia. Miałem bowiem okazję osobiście poznać naszego patrona i do dziś jestem pod wielkim wrażeniem naszego spotkania.

fot. iswinoujscie.pl
I.S.
Poza Borchardtem o czym opowiada Pan morskiej młodzieży? Były takie momenty w Pana służbie których czas nie chce zatrzeć w pamięci.
Kpt Z.B.
Oczywiście, było mnóstwo chwil cudownych, w których chciałbym zatrzymać. Nie brakowało i momentów mrożących krew w żyłach gdy ja i statek dosłownie ocieraliśmy się o śmierć. Nie zapomnę chociażby sprzed dwóch lat, przejścia Morzem Północnym kiedy otuliła nas taka mgła, że płynąca kontrkursem jednostka minęła nas o 100 metrów i nie widzieliśmy jej.
To rzeczywiście mrożące krew w żyłach spotkanie. Były i radosne?
W pamięci pozostaną na długo także radosne spotkania z naszymi wielkimi żeglarzami; kapitanem Krzysztofem baranowskim oraz – znacznie mniej znanym żeglarzem polskim, który zamknął okołoziemską pętlę na jachcie – kapitanem Henrykiem Suskim. Tego drugiego napotkałem w czasie samotnego rejsu na wodach Morza Śródziemnego.
Wierzę, ze także wśród szkolącej się obecnie na naszym żaglowcu młodzieży dojrzewają przyszłe perły floty i polskiego jachtingu!