Połowa czerwca dała nam przedsmak, rozpieściła ciepłymi promieniami, zapachem kwiatów i pierwszych deserów lodowych. Wakacje zaczęły się strugami deszczu, roznoszonymi przez wiatr. Prawie niewidoczny w pogodzie przyszedł wymarzony lipiec - czas plaży, promenady, truskawek i rowerowych wycieczek. Ale nie w tym roku. Zamiast długich słonecznych godzin, spędzanych w plenerze, dostajemy ledwie przebłyski jasnego nieba. Rano budzą nas porywy wiatru targającego kwiaty na balkonie i deszcz, ciągły deszcz...Na przemian ulewy, mżawka, kapuśniaczek, tylko zapowiadanych burz nie ma. Czasem wyjrzy odważne, typowo lipcowe słońce, a wtedy, ulegając promieniom, biegniemy na plażę, zakładamy zwiewne letnie ubrania i...pospiesznie wracamy do domu. Wygania nas zimny wiatr i perspektywa kolejnego deszczu.
Dziś jest 17 lipca, czas największego ruchu turystycznego, który potrwa do około 15 sierpnia. Największe zyski z branży hotelarskiej, gastronomicznej i usługowej przypadają właśnie teraz. Chociaż lepszym określeniem byłoby "przepadają", bo wielu wczasowiczów odwołuje rezerwacje, wypożyczalnie koszy i sprzętu plażowego już liczą straty. Jedynie kawiarnie i restauracje mają klientów, bo pogoda iście "barowa". Z północnego zachodu wieje wiatr niewróżący nic ciepłego, a nad odważnymi spacerowiczami unoszą się chmary komarów. Lato, wracaj!