iswinoujscie.pl • Czwartek [13.04.2017, 17:36:54] • Świnoujście

Dziennikarz Grzegorz Kapla wspomina Stanisława Możejkę: Słyszałem od kolegów, że wariat. Ale że uczciwy

Dziennikarz Grzegorz Kapla wspomina Stanisława Możejkę: Słyszałem od kolegów, że wariat. Ale że uczciwy

fot. Andrzej Ryfczyński

To dziwne. Jeszcze jeden dzień i Stanisław Możejko skończyłby 63 lata. Jeszcze jeden dzień i byłaby 20 rocznica odkąd wydaliśmy wspólnie Nowego Wyspiarza. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. W siedzibie Solidarności. W budynku, w którym miał swoje biura admirał Canaris, najwybitniejszy w historii niemiecki szpieg, odważny admirał, uczciwy dowódca Twierdzy Świnoujście, porządny człowiek, chociaż Niemiec. Przyszliśmy tam z Arkadiuszem Buczyńskim z pomysłem, że będziemy w Świnoujściu robić pismo. Podgląd. Okazało się, że wymyślił go Stasiek Możejko.

Popatrzył na nas, potem na siebie, wszedł do pomieszczenia z ubraniami z darów ze Szwecji i wybrał sobie marynarkę w żółto – brązowe kraty. Miała za krótkie rękawy. Pasowała do wąsów i brody.
Nie wiedziałem wtedy o nim nic. Ani o Solidarności Walczącej, ani o obławie jakiej się wymykał przez lata, ani o fingowanych procesach. Słyszałem od kolegów, że wariat. Ale że uczciwy. To była prawda. Był uczciwy. Robiliśmy przez kilka lat wspólnie pismo, które opowiadało o faktach. Po to zostaje się dziennikarzem. Żeby mówić prawdę. Publikować dokumenty. Mieć dowody. Traktowaliśmy to jako powinność. Nie poddaliśmy się kiedy przyszli nas przekupić. Ani kiedy straszyli, że nam zabiją dzieci. Ani kiedy przyszli to zrobić. Ani kiedy wytoczyli nam te 35 procesów.

Dziennikarz Grzegorz Kapla wspomina Stanisława Możejkę: Słyszałem od kolegów, że wariat. Ale że uczciwy

fot. Andrzej Ryfczyński

To ja musiałem stać przed sądem, bo taka jest powinność redaktora naczelnego. Nie przegrałem ani jednego z nich. Ale pożarły pięć lat życia. Wtedy rozeszły się nasze drogi. Stanisław chciał robić dalej pismo mocne i bezkompromisowe. Używał słów które nie były z mojej bajki. Nie pozwalał „im”, tym co myślą inaczej niż on, na własne zdanie. Nauczył się słów powszechnie uznawanych za obelżywe i nie rozumiał, że to nie pomaga, że ludzie dobrej woli nie mówią takim językiem, że z szyderstwa nie może się urodzić wspólnota.

Dziennikarz Grzegorz Kapla wspomina Stanisława Możejkę: Słyszałem od kolegów, że wariat. Ale że uczciwy

fot. Andrzej Ryfczyński

A ludzie dobrej woli są po każdej stronie barykady. Był odważny. Wiedział że trzeba pojechać na taczce i nie uląkł się. Było w tym coś z Wielkiego Piątku. Stałem tam z aparatem fotograficznym, młody korespondent „Gazety na Pomorzu” i nie rozumiałem jak to możliwe. A on szedł jak na drogę krzyżową. Potem mówił mi nie raz i nie dwa, że przecież nie ci ludzie są winni, co się dali ponieść emocjom, ale ci, co ich podburzyli. I że bez lustracji zawsze tak będzie, że się ludzie dobrej woli dadzą oszukać specjalistom od inżynierii behawioralnej. Stanisław miał szacunek do wiedzy i umiejętności niektórych ludzi z SB. I głęboką pogardę dla ich motywacji. Pamiętam kiedy trzeba było dowodu na to, że mina z Mulnika nie pochodzi z czasów II wojny i postanowiliśmy taki dowód znaleźć, uznał, że jedyna szansa to wypłukać materiał wybuchowy i pokazać światu, że to nie jest trotyl, tylko hexanit. Kiedy zaczęliśmy rozkręcać obudowę i dało się słyszeć tykanie przepędził wszystkich i został z tą miną sam. To mechanizm żyro zadziałał. Nie było czasowego zapalnika. Stanisław był odtąd na zdjęciach we wszystkich wiadomościach z kadłubem miny w swoim gabinecie prezydenta miasta. Był dobrym prezydentem.

Źródło: https://iswinoujscie.pl/artykuly/48126/