iswinoujscie.pl • Czwartek [06.04.2017, 21:51:46] • Świnoujście

Wiktor Szeliga: z mazowieckiej wsi do bosmanatu mariny

Wiktor Szeliga: z mazowieckiej wsi do bosmanatu mariny

fot. iswinoujscie.pl

W tym roku firma Victory Wiktora Szeligi świętuje swoje pięciolecie. Za jej pośrednictwem, przede wszystkim do polskich przystani trafiają piękne łodzie motorowe i jachty. Zanim jednak właściciel firmy zabrał się za sprowadzenie i serwis łodzi złapał żeglarskiego bakcyla i to bynajmniej, nie nad morzem. Jego przystanią stało się ostatecznie Świnoujście ale wodniacka historia naszego bohatera zaczęła się jednak daleko stąd…

Przez Ciszycę, wieś położoną niedaleko Góry Kalwarii leniwie toczy swoje wody królowa polskich rzek-Wisła. Rzeka płynie tu szerokim korytem zupełnie tak jak pięćdziesiąt lat temu gdy szczęśliwi młodzi rodzice postanowili po raz pierwszy wykąpać swojego synka. Mały Wiktor od początku kochał wodę. Marzył o niej bo wiedział, że tam nie rosną chwasty, do których wyrywania zmuszany był podczas prac w rodzinnym ogrodzie. Po ciężkiej pracy zaszywał się w zacieniony kąt poletka i marzył o szerokiej toni, słońcu i wietrze. Te chłopięce marzenia czekały na spełnienie kilkanaście lat.

Konkretnie-szesnaście. Któregoś dnia nastolatek wziął do ręki wydanie „Życia Warszawy”. Chłopcu rzuciło się w oczy ogłoszenie Yacht Clubu Polskiego. Klub zapraszał chętnych do udziału w obozie żeglarskim w Jachrance. Z obozu Wiktor Szeliga powrócił z patentem żeglarza w kieszeni. Od tej chwili każdą wolną chwilę spędzał na żaglówce. Następny krokiem był tytuł sternika. Tym razem Szeliga skosztował mazurskiej przygody pod żaglami, a patent uzyskał podczas obozu organizowanego przez Ligę Obrony Kraju w Giżycku. Wreszcie nadszedł kolejny sezon i nasz bohater znalazł się w Szczecinie.

-„To już było tak jakbym stanął w oknie na świat”- wspomina. A okazji do otwarcia okna nie zaprzepaścił! Ze Szczecina po raz pierwszy wypłynął na morze i zniósł to dzielnie. Neptunowi hołdu nie oddał za to, od pierwszej wyprawy na wielką wodę dopadła go inna żeglarska przypadłość. Żeglowanie wzmaga jego apetyt więc stara się być także dobrym ochmistrzem. Na morzu jednak najważniejsza nie jest dla niego lodówka ale.. morze właśnie! Przez lata zdobywał żeglarskie doświadczenia na różnych akwenach. Nie jest mu obcy ocean ani jeziora. Pływa oczywiście także po najbliższym nam morzu i jak się okazuje to właśnie ono stawia najwyższą poprzeczkę żeglarzom

-„Bałtyk jest trudniejszym niż inne żeglarskim akwenem”- twierdzi Szeliga i wyjaśnia od razu: -„Chodzi o amplitudę fali, która na Bałtyku jest prawdziwą zmorą jachtmenów”.

-„Ta nieprzyjemna, krótka bałtycka fala posłała na dno niejedną już załogę. I to nie tylko nowicjuszy!”

W 1982 roku Wiktor Szeliga uzyskał indeks studenta Politechniki Warszawskiej. Wybrał kierunek „samochody i maszyny robocze” Jaki to ma związek z jachtem?-„Chyba tylko silnik(…)!”-uśmiecha się ... Ale na studiach wrasta na dobre w żeglarstwo. Jest członkiem załogi s/y Politechnika Warszawska”. Na „Politechnice” dociera do St Malo i Anzio koło Rzymu, a jednostka przechodzi chrzest na 12-metrowej fali. W tamtych latach żeglarstwo jest nie tylko przygodą, szkołą charakteru. To także jedno z nielicznych „okien na świat”.

Tak jak oknem na świat jest na pewno także obecna jego przystań. Port jachtowy w Basenie Północnym w Świnoujściu to żeglarski ogród nad którym trzyma obecnie straż gdy wypada jego wachta. Jest jednym z bosmanów mariny.

Tu gdzie zawijają pełnomorskie jednostki najlepszych skiperów można by uśmiechnąć się dobrotliwie do mazurskich wspomnień. Szeliga uważa jednak, że początki, nawet te szuwarowo-bagienne to bardzo ważna i poważna szkoła żeglarstwa. Przedmiotem troski organizatorów wychowania wodnego powinno być za to co innego. Zdaniem naszego bohatera brakuje klubów, czyli miejsc do których mógłby zgłosić się młody człowiek czujący chęć sprawdzenia się na pokładzie. To ciężkie czasy dla takich pasjonatów. Szeliga z radością przyjął pomysł programu morskiego wychowania młodzieży w Świnoujściu. Gdy jednak zobaczył jacht, który miasto zakupiło na ten cel złapał się z głowę;

-„Kto to wymyślił? To tak jakby szkoła jazdy kupiła dla kursantów 3-litrowe BMW…”-mówi.

Słowa kapitana Morgan ’”Życie może być przygodą” stały się przed laty jego życiowym drogowskazem. Żeglarstwu pozostaje wierny choć mając 23 lata został ojcem co zmusiło go do rozbratu z jachtingiem.

-Nie miałem niestety tego szczęścia by żona podzieliła ze mną moją żeglarską pasję… Dlatego nie powróci już raczej na oceaniczne szlaki.

-„Akweny wokół Świnoujścia to prawdziwy raj dla chcących uprawiać żeglugę rekreacyjną. Wierzę, że będę wśród tych szczęściarzy!”-uśmiecha się Wiktor Szeliga. Marzenie? By nie ubywało akwenów do żeglugi, bezpiecznych przystani. Zdaniem Szeligi, świnoujska marina ma młodą energiczną kierowniczkę i dobrą przyszłość przed sobą. Rodzą się pomysły, które przyciągną tu żeglarzy z różnych stron.

-Żaglówka w Świnoujściu to coś jakby oscypek w Zakopanem. Nigdy nie powinno ich zabraknąć!”

Źródło: https://iswinoujscie.pl/artykuly/47932/