Najlepiej zweryfikowane zostały wojenne pozostałości zalegające w wodach Zatoki Gdańskiej. W jej głębi znajduje się kilkadziesiąt ton broni chemicznej. Na głębokościach od 100 do czasami nawet 10 metrów leżą beczki z gazem duszącym - z cyklonem B, iperytem czyli gazem musztardowym, sarinem (znanym z ataków w Tokijskim metrze), luizytem, adamsytem czy substancjami duszącymi, paraliżującymi albo parzącymi. Pod tym względem mieszkańcy kąpielisk nad Zatoką Pomorską są w zdecydowanie lepszej sytuacji. Także my jednak nie możemy spać spokojnie. Budowa gazoportu dowiodła, że na dnie blisko brzegu natknąć się można na mnóstwo niebezpiecznych znalezisk. Spółka Polskie LNG, która prowadziła inwestycję wykazała w raportach odnalezienie na przybrzeżnym dnie 1810 pocisków, bomb głębinowych, torped oraz innych rodzajów broni w tym także chemicznej (!)
Zestawiając ilość niebezpiecznych pamiątek historii na dnie z niekorzystnymi warunkami hydrologicznymi (brak wymiany wód w zamknie tym morzu oraz „płytkie i słone jezioro jakim stał się Bałtyk), najwięksi pesymiści dopuszczają i taką możliwość, że jeden z najbliższych sezonów letnich może być w nadbałtyckich kurortach… ostatnim. Na naszą korzyść przemawia jednak fakt, że nasze morze jest bardzo słabo zasolone i chłodne co powoduje, że korozja przebiega w jego w odach znacznie wolniej. Być może zatem ludzie zdołają zlokalizować i wydobyć z dna beczki i inne pojemniki z trującą zawartością nim ta zniszczy ekosystem naszego wybrzeża i uniemożliwi ludziom korzystanie z dobrodziejstw natury… Oby!