iswinoujscie.pl • Niedziela [24.07.2016, 11:23:00] • Świnoujście

Kapitan Jerzy Radomski wspominał swoje okołoziemskie wyprawy

Kapitan Jerzy Radomski wspominał swoje okołoziemskie wyprawy

fot. Sławomir Ryfczyński

Trzy lata temu dziennikarze przyznali mu nagrodę w uznaniu „za rzadko spotykane mistrzostwo w sztuce życia”. W uzasadnieniu przyznania tego niezwykłego wyróżnienia czytamy m.in.: „Dowiódł, że można spełniać marzenia - jego rejs dookoła świata przedłużył się do 32 lat – to była wyprawa w trosce o najbliższych. Dzięki jego żeglarskiej pasji także rodzina - Barbara, dzieci i wnuki - mogła zakosztować przygody.”

Ten rejs „w trosce o najbliższych okazał się zarazem najdłuższą wyprawą w historii polskiego żeglarstwa. Po jej zakończeniu w 2010 kapitan Jerzy Radomski długo nie pozostał przy bezpiecznej kei. Już w 2012 roku wyruszył w kolejną okołoziemską wyprawę, świadkami zakończenia której byliśmy dwa trzy dni temu w świnoujskiej marinie. Tu także spotkał się w sobotę 23 lipca z miłośnikami żeglarstwa. Wieczór w sali na piętrze budynku tawerny żeglarskiej wypełniły wspomnienia ilustrowane zdjęciami z historycznych wypraw. Spotkanie zorganizowała świnoujska Fundacja Morska, i to właśnie prezes Marek Słaby zapraszał do wysłuchania morskich opowieści kapitana.

Kapitan Jerzy Radomski wspominał swoje okołoziemskie wyprawy

fot. Sławomir Ryfczyński

Pierwsze slajdy zaprowadziły gości tego spotkania nie na głębokie wody lecz do… serca czarnego Śląska gdzie powstawał ukochany jacht kapitana Radomskiego. Stocznią „Czarnego Diamenta” były bowiem warsztaty kopalni Moszczenica.

Kapitan wspomina również pierwszą lądową podróż swojego jachtu, który na specjalnej naczepie dotarł do Szczecina.

Spytany o przygotowania do najdłuższego rejsu w historii polskiego żeglarstwa, przyznaje. –„Nawet mi przez myśl nie przyszło gdy w 1978 rzucaliśmy cumy, że powrócę już w kolejnym wieku. Rejs planowałem na cztery lata!”

-„Po drodze tyle jednak się zdarzyło, że w pewnym momencie przestałem liczyć kartki z kalendarza. Ważny był tylko kolejny dzień, kolejny port i kolejny problem do rozwiązania.”-wspomina żeglarz.

A spraw nie brakowało. Trochę zależało to zresztą od tego kto aktualnie był na jachcie. Bo załoga nie była stała. Po drodze na pokład wsiadali żeglarze z doświadczeniem. Załogę zasilali tubylcy z odwiedzanych krajów ale dla kapitana bardzo ważna była rodzina. U boku ojca płynął syn, który po drodze spotkał swoją przyszła żonę. „Czarny Diament” był świadkiem ich zaślubin. W wyniku tego związku wkrótce na pokładzie pojawił się najmłodszy załogant. Wnuk kapitana –Michał miał wtedy… trzy miesiące!

-„Nigdy w życiu nie dowodziłem liczniejszą załogą!”-przyznaje kapitan Radomski. Na pokładzie „Diamenta” miał międzynarodowe towarzystwo-aż 12 podkomendnych!

-„Dla takiej gwardii niełatwo było o zaopatrzenie. Dlatego oprócz suchego prowiantu w mesie, korzystałem okazji by zdobyć coś świeżego na lądzie-wspomina.

-„W Australii np. na ląd wyszedłem ze strzelbą i wróciłem z… dzikiem. Zrobiliśmy zdjęcie na pamiątkę ale przede wszystkim obiad ze świeżej dziczyzny. Bo tygodniach o „suchym pysku” to było prawdziwe święto na pokładzie!”

Skoro już mowa o potrawach to zainteresowało nas jak wyglądały święta Bożego Narodzenia w mesie Czarnego Diamenta”. Tu kapitan nie ukrywa , że nie zachowywał zasad demokracji; wigilia miała być tradycyjnie po polsku i basta! Przez wszystkie lata poza krajem, 24 grudnia nie zabrakło na jachcie 12 potraw i opłatka.

Kapitan Jerzy Radomski wspominał swoje okołoziemskie wyprawy

fot. Sławomir Ryfczyński

Na pokładzie jachtu nie brakowało również czworonożnych załogantów.

-„Na całe życie zapamiętałem moich wiernych towarzyszy- „Burgasa” i Bosmana”. To dwa psy, które były jak członkowie rodziny.”-wspomina kapitan. Poświęcił im zresztą osobną książkę.

-„To jednak nie jedyne zwierzęta, które żeglowały na Diamencie”- dodaje. Pobudkę na pokładzie robiły regularnie dwa koguty, a z bardziej egzotycznych „żeglarzy” musze wspomnieć lemurzycę „Zośkę”.

Gdy jednak „Czarny Diament powracał do Świnoujścia na pokładzie było cicho i nie tak kolorowo jak we wspomnieniach. Bo tak faktycznie tak długi rejs jest zawsze samotny i zawsze jest wielką próbą charakteru dla żeglarza. On tę próbę przeszedł dzielnie I wcale nie zamierza pozostać portowym emerytem…

Źródło: https://iswinoujscie.pl/artykuly/43863/