Znanych mieszkańców naszego miasta pytamy, jak mogłaby wyglądać "dobra zmiana" po świnoujsku. Dziś wypowiedź Włodzimierza Kotuniaka, przewodniczącego Klubu Gazety Polskiej w Świnoujściu.
W internecie jest wiele zdjęć dokumentujących Świnoujście - pisze Włodzimierz Kotuniak. - Widać na nich zacumowane statki. Nie ma wątpliwości Świnoujście to było miasto morskie. Tu była Odra, duża stocznia, port handlowy tętnił życiem. Pełno było kutrów a ryby sprzedawano przy nabrzeżu Władysława IV. Promy Fafiki pływały nie tylko na drugą stronę ale do stoczni i Odry. Można było popłynąć na wycieczkę po porcie lub do Szczecina. Miasto leżało nie tylko nad morzem, ale potrafiło żyć z morza.
Rok 1989 zmienił wszystko. Nie tylko w wymiarze politycznym. Świnoujście odcięło się od swojego fundamentu. Zwyciężyła koncepcja rozwoju turystyki plażowej i handlu przygranicznego. Systematycznie zmniejsza się odsetek mieszkańców zawodowo związanych z pracą w ogólnie pojętej branży morskiej. Skutecznie odgradzamy się od portu. Nabrzeża świecą pustkami. Spacer ul. Władysława IV to spacer wśród samochodów a nie wzdłuż zacumowanych statków. Zamiast budować bulwary w porcie i na wydmach, budujemy betonowe place i deptaki w środku miasta.
Jak rozumiem dobrą zmianę? To taki proces, nie jedno działanie, który pozwoli odwrócić pauperyzującą Świnoujście i mieszkańców tendencję. Trzeba powrócić do korzeni. Miasto zbudowane na więzi z morzem nie może przetrwać zrywając ją.
Mamy bezcenny kapitał – ludzi, którzy tworzyli morski potencjał Świnoujścia – nie wolno o tym zapominać. Trzeba powrócić do dialogu, do wspólnego wypracowania nowej strategii dla Świnoujścia.
Myślę, że nikt nie jest w stanie podać jednej, rozwiązującej wszystkie problemy, recepty. Wiem jedno, Świnoujście powinno być miastem morskim a nie tylko plażowo-handlowym.
Jak to zrobić?
Rozmawiajmy. Razem, w szczerym dialogu możemy wypracować mechanizm, który powoli przywrócić znaczenie miasta i dobrobyt jego mieszkańcom. Na dialogu można naprawdę wiele zbudować. Dlaczego my nie możemy?