"W raporcie z likwidacji WSI jest rozdział poświęcony Wojskowej Akademii Technicznej. Wśród rabusi pieniędzy publicznych jest wymieniony między innymi pułkownik Andrzej Spychała, którego znamy w Świnoujściu jako "projektanta" prac na Mulniku.
Wśród złodziejskiej sitwy wymieniony jest też były Komendant WAT gen. dywizji Andrzej Ameljańczyk, którego pamiętamy z zawarcia umowy o biznesowej współpracy z Polskim Ratownictwem Okrętowym z Gdyni oraz z mieszczącą się w teczce firmą Nautilus niejakiego Arnosza Cezariusza Borzyńskiego". Tej treści komunikat trafił już do wszystkich redakcji w naszym regionie.
fot. Sławomir Ryfczyński
Trochę historii
Basen w Mulniku stał opuszczony praktycznie od końca II wojny światowej. – Twierdzenie, że jest on terenem poradzieckim, to mit – mówi zdecydowany w swoich poglądach Stanisław Możejko, człowiek, dzięki któremu nazwę Mulnik zna dziś chyba cała Polska. W 1946 roku rosyjska próba uruchomienia urządzeń przeładunkowych przy nabrzeżach basenu zakończyła się potężną eksplozją i śmiercią kilkunastu ludzi. Od tej pory aż do wycofania się ze Świnoujścia w 1992 roku marynarze Floty Bałtyckiej nie wchodzili tam, ogrodziwszy teren pobliskiej jednostki.
Rosjanie jednak twierdzą coś innego. Przyznają mianowicie, że podejmowali próby oczyszczenia basenu także w latach 70., co jednak skończyło się śmiercią kolejnych marynarzy, nurków penetrujących wody Mulnika. Te pozornie błahe na pierwszy rzut oka różnice nabierają znaczenia przy analizie wszystkich wątków pojawiających się w sprawie prac na Mulniku.
Wróćmy jednak do faktów. Rosjanie, wycofując się ze Świnoujścia, zostawili miastu sporo terenów, obiektów użytkowych i dwa baseny portowe. Jeden przejęła polska 8. Flotylla Obrony Wybrzeża, drugi już niedługo zamieni się w nowoczesną przystań jachtową. Był też basen w Mulniku, który po odejściu Rosjan władze miasta postanowiły oczyścić i przygotować do ewentualnego wykorzystania. Rozpisano więc przetarg na wykonanie niezbędnych prac porządkowych.
– Już sam przetarg był przekrętem – oznajmia Stanisław Możejko, wyciągając plik dokumentów z jednego z żółtych segregatorów, w których, jak twierdzi, ma udokumentowany każdy wątek "mulnikowej afery" – stanęły do niego trzy firmy: Nautilius, Polskie Ratownictwo Okrętowe i Hydronautic. Ta pierwsza dała cenę najwyższą, a trzecia najniższą, przy czym różnica między nimi była ogromna (około 11 milionów i 4,6 miliona). Jednak Nautilius była tylko przykrywką, wadium 30 tysięcy złotych, by mogła w ogóle stanąć do przetargu, zapłaciło za nią... konkurencyjne Polskie Ratownictwo Okrętowe, na co mam dowód w postaci potwierdzenia wpłaty.
Po to, by odrzucić ofertę najtańszą, jako nierealną i niepoważną. Skoro dwie inne proponują swe usługi za ceny wyższe i to znacznie, to znaczy, że wiedzą, ile naprawdę praca na Mulniku jest warta, i właśnie z nich wybrano tańszą, czyli PRO (9,5 mln złotych).
fot. Sławomir Ryfczyński
Na samym dnie
Po wygraniu przetargu, PRO rozpoczęło prace w listopadzie 1996 roku. Zadaniem przedsiębiorstwa było oczyszczenie basenu ze znajdujących się w nim wraków i pogłębienie dna. Szybko jednak oświadczyło ono, że wraków jest więcej niż to wstępnie oszacowano. Podpisano więc aneks do umowy, w którym pieniądze – pierwotnie przeznaczone na pogłębienie basenu – przekazano na prace przy kolejnych wrakach.
- To kolejny przekręt w sprawie – prostuje moją wiedzę Stanisław Możejko – w basenie o głębokości 4,5 metra odkryli nagle wraki. Najpierw twierdzili, że było ich dziesięć, potem już tylko osiem. Gdy zostałem prezydentem Świnoujścia, postanowiłem wreszcie skończyć z tą farsą.
31 marca 1999 roku prezydent wypowiedział PRO umowę i kazał jego pracownikom opuścić teren Mulnika. Sprawa szybko trafiła do sądu, przy czym pozwy przeciw sobie złożyły obie strony. Miasto żąda zwrotu pieniędzy pobranych za prace, które nie zostały wykonane, PRO z kolei domaga się zapłaty za wystawione i nie zapłacone faktury.
– Ale na wrakach przecież się nie skończyło – szybko dodaje były prezydent. Rok po rozpoczęciu prac w basenie, pod jednym z wraków pojawiły się miny. Pierwszą znaleziono 17 października 1997 roku, piętnastą i jak dotąd ostatnią – prace bowiem wstrzymano w marcu 1999 roku – 24 stycznia 1999 roku.
fot. Sławomir Ryfczyński
Uwaga! Miny
Znalezienie min spowodowało włączenie się do prac w basenie Marynarki Wojennej, a ściślej pododdziałów stacjonującej w Świnoujściu 8. Flotylli Obrony Wybrzeża. Ponieważ PRO nie jest dopuszczone do likwidowania niebezpiecznych ładunków, w tym obiektów zawierających więcej niż 50 kilogramów materiału wybuchowego, poproszono o pomoc saperów. Aby zabezpieczyć każdą z min, przewieźć na morski poligon i unieszkodliwić, trzeba było, oprócz ludzi – w tym przypadku płetwonurków-minerów – zaangażować m.in. kilka jednostek pływających.
– Pracę przy pierwszej minie wykonaliśmy nieodpłatnie – wspomina rzecznik prasowy flotylli kmdr ppor. Piotr Andrzejewski – wtedy jednak nie przypuszczaliśmy, że to dopiero początek.
Po znalezieniu kolejnych flotylla podpisała z wojewodą szczecińskim umowę o odpłatnym ich usuwaniu. Dokument podpisano 24 lipca 1998 roku, gdy na zniszczenie czekała już mina numer siedem.
– Pobieraliśmy opłaty, tylko za zużyte paliwo, smary i przepracowane motogodziny sprzętu – wyjaśnia komandor Andrzejewski – wszystkie zgodnie z obowiązującymi normami i przelicznikami. Nie wyceniliśmy na przykład pracy naszych marynarzy. Wnioskując o zapłatę za swoje usługi, Marynarka Wojenna stała na stanowisku, że prace na Mulniku mają charakter inwestycji, w tym więc przypadku nie może być mowy o bezpłatnym usuwaniu min.
Swoje stanowisko w tej sprawie dowódca Marynarki Wojennej admirał Ryszard Łukasik przedstawił w liście do wojewody szczecińskiego jeszcze przed podpisaniem umowy, pisząc m.in.: "O powyższym zameldowałem ministrowi obrony narodowej i szefowi Sztabu Generalnego WP, uzyskując akceptację stanowiska Marynarki Wojennej w kwestii refundacji części kosztów operacji".
Także i ta umowa nie podobała się prezydentowi Możejce. Gdy 24 stycznia 1999 roku PRO ogłosiło, że znalazło wspomnianą piętnastą już minę, nakazał wstrzymać prace w basenie do czasu wyjaśnienia wszystkich spornych kwestii.
… A na to jak widać potrzeba bardzo dużo czasu. Najlepszy dowód to wspomniany już fakt wspomnianej współpracy Arnosza Borzyńskiego z WSI. Co jeszcze da się „wydobyć” z Mulnika i ile będzie to kosztowało… (?!?) Może oprócz saperów warto też zatrudnić jasnowidza?
Raport o WSI (format PDF - 3,18 MB)
*w artykule wykorzystano opracowanie portalu wojskowego Żołnierz Polski – Polska Zbrojna