iswinoujscie.pl • Poniedziałek [07.09.2015, 20:52:32] • Świnoujście

Czytelniczka: Co musi się wydarzyć, żeby w szpitalu się poprawiło?

Czytelniczka: Co musi się wydarzyć, żeby w szpitalu się poprawiło?

fot. iswinoujscie.pl

Czy świnoujscy lekarze i pielęgniarki doświadczają masowego wypalenia zawodowego i znieczulicy? – pyta nasza Czytelniczka. – Czy naprawdę poza korzyściami finansowymi nic więcej nie przyświecało Wam w wyborze zawodu? Chciałabym wierzyć, że nie wszystkie pielęgniarki i lekarze są tacy i, że my po prostu trafialiśmy wielokrotnie na „taką zmianę”.

Przysięga Hipokratesa, czyli zasady etyczne, którymi powinien kierować się lekarz, przyrzeczenie pielęgniarskie – każdy z pracujących w świnoujskim szpitalu lekarzy i pielęgniarek, odbierając swój tytuł, składał wyżej wymienioną obietnicę. Pytanie brzmi – po co i w jakim celu, skoro ma to się nijak do ich pracy? – zaczyna swój list nasza Czytelniczka. – Od dłuższego czasu zastanawiałam się czy pisanie o „szpitalnych przygodach” w naszym mieście ma sens, bo przecież każdy wie jak to wygląda. W Świnoujściu nie ma SZPITALA – jest UMIERALNIA, o czym pewnie niejednokrotnie przekonali się mieszkańcy, jak i przyjezdni.

Problemy zdrowotne bliskiej mi osoby spowodowały częste wizyty w miejskim szpitalu, a co za tym idzie możliwość obserwacji pracy lekarzy, pielęgniarek, salowych i całej rzeszy osób pracujących tam – czytamy dalej w liście. – Wnioski, odczucia? Przerażenie, niedowierzanie, rozczarowanie, potworna złość – tak w skrócie można to opisać i nie dotyczy to tylko bliskiej im osoby. Dlaczego tak to opisałam? Chociażby dlatego, że wzywając karetkę, opisując całą sytuację, która bezwzględnie wymaga pomocy lekarskiej, przyjeżdża karetka – bez lekarza, no bo po co? I co słyszymy od pana ratownika, który co prawda ma odpowiedni zastrzyk, który pomógłby obniżyć 40- stopniową temperaturę, ale bez lekarza nie może tego zrobić - „Proszę dzwonić do lekarza, może się pani dodzwoni, a my sobie poczekamy spokojnie” – spokojnie?! Prawie 40 minut dzwonienia – bez efektu aż w końcu panowie z wielkim westchnięciem zabierają chorego do szpitala.

Sytuacja z dnia dzisiejszego – kolejny telefon na pogotowie – pisze dalej czytelniczka. – Nauczona doświadczeniem podczas rozmowy opisuję sytuację i zaznaczam, że bardzo zależy mi na wizycie lekarza, bo tylko lekarz może podać to i to – cytując ratownika, który uprzedził mnie, że w ten sposób powinnam informować dyspozytornie przy następnym razie, i co słyszę? „Proszę pani, to dyspozytornia, a nie koncert życzeń. Może karetka przyjedzie, ale niekoniecznie z lekarzem” – i jak tu zachować spokój?

Pomijając kwestie związane z dyspozytornią i karetkami, pozwolę sobie powrócić do kwestii samego szpitala – czytamy dalej. – Pominę fakt oczekiwania na zainteresowanie lekarza czy pielęgniarek – nieważne czy znajduje się tam osoba umierająca, zalana krwią czy kobieta, która ma złamane obie ręce – co słyszy się od pielęgniarek? „Proszę nie histeryzować i czekać!” – jedynie jakieś 3 godziny, ale przecież pielęgniarki muszą poplotkować, wypić kawę, a lekarz wyjść – gdzie? Tego nie wie nikt. Przy „odrobinie” szczęścia udaje się trafić na oddział – pozornie można odetchnąć, poczuć ulgę, bo przecież na oddziale na pewno udzielą pomocy, bo w końcu to szpital, prawda? Nic bardziej mylnego. I tu właśnie zderzyłam się ze smutną i przerażającą rzeczywistością. Ludzie schorowani, leżący, który nie mogą poradzić sobie z najprostszymi czynnościami są pozostawiani sami sobie, a nie każdy może liczyć praktycznie całodobową pomoc rodziny, tak jak to było w naszym przypadku.

Spędzając długie godziny w szpitalu – wyręczając pielęgniarki w ich OBOWIĄZKACH, mogliśmy zauważyć, że „dzwonek”, do którego mają dostęp chorzy, aby przywołać pielęgniarkę jest dla „picu” – pisze dalej nasza czytelniczka. – Pielęgniarka – owszem przyjdzie, ale tylko po to żeby powiedzieć, że nie pomoże. Zapytacie w czym nie pomoże? Chociażby w wstaniu, pójściu do toalety, podaniu wody, nakarmieniu, zmianie pampersa czy odłączeniu kroplówki. Słychać krzyki i pretensje do pacjentów, że mają odleżyny, bo „nie przekręcają się”, ale czy owe panie pielęgniarki z powołania zastanowiły się nad tym, czy dana osoba ma wystarczająco dużo siły na to żeby „przekręcać się z boku na bok”? Jak wygląda podłączenie kroplówki? A wygląda to tak, że po podłączeniu nie ma kto jej odłączyć kiedy się skończy, bo i po co? Przecież można to zrobić po 3 godzinach po skończeniu się kroplówki – panie nie widzą w tym problemu. Jak wygląda kwestia karmienia osób leżących? Krzycząca pani podjeżdża wózkiem – stuka, trzaska, warczy z fochem, „rzuca” talerzem na szafkę i każe jeść, a potem ma pretensje – niczym wykwalifikowany lekarz, że niesamodzielny pacjent nic nie zjadł.

Kwestia czystości? Nikt od pań sprzątających nie wymaga błyski na miarę Perfekcyjnej Pani Domu – chociaż ze względu na specyfikę miejsca, to powinno być oczywiste, ale zamiast tego mamy kurz, brud i panią, która się bardzo śpieszy, więc wlewa hektolitry płynu do wiaderka, czego efektem jest większa przyczepność do podłoża – może to miało na celu zapewnienie lepszej stabilności pacjentom, a może zwyczajnie zadaniem pani było „przyklejenie” ich do podłogi, a może zapełnienie wolnych miejsc na oddziale chirurgii? Patrząc na to wszystko, nie zdziwił mnie szczególnie fakt, iż jedna z chorych „uciekała” z oddziału – tak, dobrze przeczytaliście – UCIEKAŁA, mimo tego, że była bardzo chora. Jaka była reakcja pielęgniarek? „Zamykamy oddział i nikogo nie wpuszczamy!” – nie mam nawet słów na komentowanie tego.

A jak wygląda stosunek do chorych? - czytamy dalej w liście. - Można usłyszeć ciekawe epitety, od „starucha” do „gówniarza” – czysty przejaw empatii i szacunku do drugiego człowieka. A co dzieje się, kiedy pogarsza się stan jednego z pacjentów, np. kiedy niespodziewanie puchnie mu język? „Temu młodemu język puchnie i tak śmiesznie gada – tutaj pielęgniarka naśladuje chorego, dobrze bawiąc się z koleżanką po fachu – a na korytarzu słyszymy, że owy „młody” zaczyna się dusić, a lekarza ani widu ani słychu. Mogłabym tak opisać jeszcze dużo sytuacji, ale nie to jest celem. Nikt nie oczekuje od lekarza, że będzie cudotwórcą, który poda magiczną tabletkę, a chory 5 minutach wyzdrowieje. Nikt nie oczekuje od pielęgniarek współczucia i trzymania za rękę. Myślę, że, mimo wszystko, mamy prawo oczekiwać od nich szacunku do chorych i jeśli nie pomoc w zwalczaniu choroby, to przynajmniej zapewnienie ulgi w cierpieniu. Niestety, takie oczekiwania często są daremne. Podobną pomoc można uzyskać korzystając z pomocy pielęgniarek z tzw. hospicjum domowego – niestety.

Na koniec chciałabym zadać pytanie – czy świnoujscy lekarze i pielęgniarki doświadczają masowego wypalenia zawodowego i znieczulicy? – pyta Czytelniczka. – Czy naprawdę poza korzyściami finansowymi nic więcej nie przyświecało Wam w wyborze zawodu? Chciałabym wierzyć, że nie wszystkie pielęgniarki i lekarze są tacy i, że my po prostu trafialiśmy wielokrotnie na „taką zmianę”. Zastanawiam się tego, co musiałoby się wydarzyć żeby choć trochę podejście lekarzy i pielęgniarek w szpitalu poprawiło się? Może najlepszym wyjściem będzie umawianie się na wizytę lekarską wraz z pupilami do weterynarza?

To ostatnie to aluzja do historii naszego Czytelnika, któremu pooperacyjne szwy z ręki zdejmował weterynarz. Według relacji Czytelnika, w świnoujskim szpitalu nie chciano tego zrobić. Sam szpital twierdził, że takiego zdarzenia nie było.

Czytelniczka: Co musi się wydarzyć, żeby w szpitalu się poprawiło?

fot. Sławomir Ryfczyński


Do listu naszej Czytelniczki odniósł się prezes zarządu Szpitala Miejskiego Jacek Piętniewicz.
Przeanalizowaliśmy bardzo wnikliwie mail z dnia 21 sierpnia br. Niestety, podane przez anonimowego czytelnika okoliczności i odczucia związane z pobytem w szpitalu w najmniejszym nawet stopniu nie są możliwe do zweryfikowania – odpowiada Jacek Piętniewicz. – Podany opis jest tak ogólny, że można go przypisać każdemu, a co za tym idzie nie może być wyjaśniony w trybie interwencji.

Szkoda, że czytelnik, który jak pisze, był świadkiem oburzających zachowań personelu, nie interweniował natychmiast u ordynatora oddziału, lekarza dyżurnego czy w kierownictwie szpitala – czytamy w odpowiedzi prezesa szpitala. – Wówczas możliwym byłaby natychmiastowa reakcja na zachowanie konkretnej osoby. Chciałbym zapewnić, że zarząd szpitala z całą konsekwencją i determinacją wdraża procedury właściwej opieki oraz leczenia każdego pacjenta, bez względu na to, czy określone czynności wykonuje lekarz, pielęgniarka czy pozostały personel.

Prezes dodaje, że, jeśli natomiast chodzi o karetkę pogotowia i brak lekarza, to karetki nie podlegają pod szpital.

- Należą do Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Szczecinie. Tym samym tam należy kierować wszelkie skargi i uwagi na ten temat - informuje Jacek Piętniewicz.

Źródło: https://iswinoujscie.pl/artykuly/38779/