Wściekłość podróżnych na dworcu w Międzyzdrojach nie miała granic. Tłum podróżnych nie mieścił się w budynku i na peronach. Wielu koczowało przed dworcem na trawnikach. Nie wiedzieli, co się z nimi stanie.
fot. Sławomir Ryfczyński
Kompletny chaos po katastrofie kolejowej , do której doszło około kilometra za Międzyzdrojami. Przez prawie dwie godziny podróżni nie wiedzieli, co się z nimi stanie. Nikt nad niczym nie panował. Nie było komunikacji zastępczej.
Wściekłość podróżnych na dworcu w Międzyzdrojach nie miała granic. Tłum podróżnych nie mieścił się w budynku i na peronach. Wielu koczowało przed dworcem na trawnikach. Nie wiedzieli, co się z nimi stanie.
fot. Sławomir Ryfczyński
– Zero organizacji – krzyczeli oburzeni. – Kompletnie nie wiemy, co dalej. Nie zapewniono nam picia, trzeba płacić za toaletę 2 złote. Nikt się nami nie interesuje. Nie wiemy, czym pojedziemy.
fot. Sławomir Ryfczyński
Chociaż to nie pierwsze takie zdarzenie na tej trasie, nie była przygotowana do niego nie tylko kolej, ale też komórka powołana do szybkich reakcji na wypadek katastrof, czyli sztab kryzysowy. Przez dłuższy czas nie potrafiono udzielić żadnych informacji, co mają robić podróżni. Na co mogą liczyć.