Jak poinformowała nas prokurator Małgorzata Wojciechowicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Szczecinie, chodzi m.in. o zarzut podpisania nieopłacalnych kontraktów. - Miało to m.in. polegać na tym, że zapisane w nich warunki finansowe były niekorzystne dla stoczni. Kontrakty nie przewidywały bowiem m.in. ewentualnych warunków ich renegocjacji w sytuacji, gdy zmieniały się ceny materiałów do budowy statków i gdy wahała się cena dolara - mówi prok. Wojciechowicz.
Porozumienia z armatorami na niektóre jednostki miały być podpisywane w cenach niższych od obowiązujących wówczas cen rynkowych. W efekcie stocznia miała stracić na statkach kilkaset milionów złotych. Miano też zawierać pozorne umowy pośrednictwa.
Andrzej Stachura, który kierował wtedy spółką, twierdził na naszych łamach, że kontrakty były rentowne. Sam zresztą złożył swoje doniesienie do Prokuratury Okręgowej w Szczecinie na decydentów, którzy w imieniu państwa nadzorowali restrukturyzację Stoczni Szczecińskiej Nowej. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, zarzuty sformułowane są w kilku blokach. Były prezes SSN zarzuca ówczesnemu ministrowi Skarbu Państwa i szefom rządowych agend odpowiedzialnych za stocznię poważne zaniedbania. W ich efekcie spółka zamiast poprawić swoją sytuację - pogarszała ją. Zdaniem byłego prezesa, opóźniano zabezpieczenia finansowe produkcji statków w latach 2002-2004, torpedowano procedury nabywania przez SSN majątku do produkcji statków od syndyka Porty Holding. Opóźniano też procesy budowy struktury kapitałowej spółki. Zbyt późno uruchomiono program dopłat do nierentownych statków. Nie realizowano decyzji rządu z 2005 r. dotyczącej roli państwa w finansowaniu budów. Padł też zarzut o zablokowanie zaliczek armatorskich na budowane jednostki. Nie uruchomiono natomiast alternatywnego modelu finansowania.
- Doniesienie byłego członka zarządu jest na etapie czynności sprawdzających i nie zostało jeszcze wszczęte postępowanie - poinformowała prokurator Wojciechowicz. (kl)