Można powiedzieć, że na własne życzenie przegrywamy szanse, jakie ma Świnoujście ze względu na swoje położenie, warunki naturalne i liczbę chętnych do inwestowania.
Dlaczego? np. od lat nie pojawił się chętny do obiektów turystycznych na zapleczu super atrakcyjnego mariny Basenu Północnego?
Odpowiedź jest prosta – nie ma planu – więc inwestor nie może być pewien czy planowana przez niego inwestycja będzie zgodna z przyszłymi uregulowaniami prawa miejscowego.
Pytanie zatem - dlaczego go nie ma? Czyżby władze nie wiedziały, ze nie muszą czekać aż radni dopracują szczegóły odnośnie całego terenu miasta i ujmą je w jednej uchwale? Obowiązujące obecnie przepisy zezwalają na określanie planu dla konkretnych miejsc. Zmiany wymagają archaiczne już rozwiązania, zgodnie, z którymi Świnoujście podzielono na cztery wielkie obszary – dzielnice. Centrum miasta pozostaje w nierozerwalnym związku planistycznym z dzielnicą nadmorską i wspomnianym Basenem Północnym. Gdy zaś ktoś z właścicieli posesji przy pl. Wolności zablokuje opracowanie planu dla sąsiedniej działki to jednocześnie blokuje każdą – nawet najmniejszą inwestycję – np. właściciela punktu handlowego czy zakładu usługowego. I to nie tylko w najbliższym sąsiedztwie. (Najlepszym dowodem jest tu ciągnąca się latami sprawa p. Tyszkiewiczów) Tymczasem na opracowanie planu – widma czekamy już nie pierwszą kadencję. Tysiące złotych wydano na przygotowanie dokumentów pomocniczych. Zaangażowano planistów i architektów z tytułami naukowymi, którym też trzeba było zapłacić. Na pewno nie można powiedzieć, że były to pieniądze wyrzucone w błoto. Naukowe opracowania przydadzą się, bo w końcu trzeba będzie uchwalić ten nieszczęsny dokument. Ale równocześnie z przygotowywaniem dalekosiężnych planów możemy dać szansę miastu i jego mieszkańcom, którzy chcą coś zrobić „na własnym podwórku”. Skoro nie stać nas od razu na „wielkie” zacznijmy sprzyjać „małym”. Wiadomo przecież, ze małe jest piękne. A co dopiero suma małych…