Od środka sprawy wyglądają odrobinę inaczej niż przedstawia je pan prezes - uważa pracownik Morskiej Stoczni Remontowej Gryfia (nazwisko do wiadomości redakcji).
Czytelnik napisał do nas po artykule dotyczącym Lesława Hnata. W cytowanym przez nas piśmie do związkowców prezes Morskiej Stoczni Remontowej „Gryfia” zapewnia, że jego działania ( mowa głównie o zwolnieniach pracowników) mają poprawić sytuację stoczni. Prezes podkreśla, że zaakceptowały je związki zawodowe Gryfii.
Nie jestem członkiem żadnego z działających w stoczni związków zawodowych, mimo to uważam, że ktoś powinien powiedzieć głośno „jak jest” - pisze nasz Czytelnik, dziś pracownik MSR Gryfia, który nie wyklucza jednak, że znajdzie się w grupie tych pracowników Stoczni, którzy po „przeglądzie kadr”, jak nazwał to Lesław Hnat, straci zatrudnienie. - Pan prezes zarzuca związkowcom łamanie wcześniej podpisanych ustaleń, między innymi zgody na niezbędne działania restrukturyzacyjne - czytamy w liście.- Zaznaczam, że nie jest to pomysł zbyt nowy, poprzedni prezesi dokonali już głębokiej restrukturyzacji pozbywając się skutecznie spawaczy, monterów, ślusarzy, elektryków czy specjalistów od badań nieniszczących. Załoga licząca w latach 90-tych ponad 500 pracowników skurczyła się do ok. 300. Przetrącono praktycznie w ten sposób kręgosłup przedsiębiorstwa. Obecne władze dążą więc do całkowitego zniszczenia zakładu.
Kilka słów o tym jak przebiega, według Prezesa, niezbędna restrukturyzacja – kontynuuje nasz Czytelnik:
Zatrudniamy firmę konsultingową (za niemałą sumę) w celu oceny wydajności pracowników.
Tylko dlaczego w czasie, kiedy większość prac z różnych dziwnych względów została wstrzymana? Firma konsultingowa musi się wykazać i wykazuje rezerwy zatrudnienia. Śmieszno i straszno.
Pracowników zajmujących się obsługą i konserwacją urządzeń teletechnicznych przenosi się z działu utrzymania ruchu do działu IT.
Tak buduje się przerost zatrudnienia w dziale informatycznym. Zwalnia się teletechników w ramach odchudzania działu. Kto zajmie się konserwacją czy usuwaniem awarii? Zawsze można zatrudnić zaprzyjaźnioną firmę zewnętrzną. Czy na pewno taniej?
Do działu kontroli jakości (fachowcy od badania spoin, silników, wałów, powłok malarskich) włącza się zespół laboratoriów (ludzi od badań własności materiałów, pomiaru czynników szkodliwych na stanowiskach pracy, badań środowiskowych, metrologa).
Mamy upragniony przerost zatrudnienia, teraz możemy zwalniać, zamykać do woli. Kto zastąpi tych ludzi? Firmy zewnętrzne. Nieważne, że biorą za swoje usługi kilkanaście razy większe kwoty. Pan prezes oszczędza!
Sztandarowe osiągnięcie prezesa, połączenie działów zaopatrzenia w Świnoujściu i Szczecinie.
Znowu kilka osób traci pracę. Efekt? Bezwład i bałagan, na realizację zamówienia czeka się miesiącami. Nieopłacone w terminie faktury prowadzą do utraty zaufania dostawców. Dostawy dla Szczecina trafiają do Świnoujścia i odwrotnie. To tylko kilka przykładów. Gdzie są te zapowiadane szumnie oszczędności?
Kolejny ruch w kierunku tzw. przeglądu kadr: dział technologiczny.
Ilu jeszcze fachowców, ilu inżynierów czy konstruktorów pan prezes uzna za zbędnych? Wszak zarząd sam się wyżywi.
Pan prezes przyznaje, że z powodu drobnych trudności przesunął terminy wypłat wynagrodzenia nieznacznej grupie pracowników (dotyczy Świnoujścia) - czytamy dalej w liście od Czytelnika. -Zapomniał dodać o zaległościach w stosunku do kooperantów i dostawców. Drobne spółki świadczące pracę dla stoczni w Świnoujściu zmuszone były do zaciągnięcia kredytów, aby móc opłacić zobowiązania wobec ZUS czy US. Wiele z nich to spółki jednoosobowe – warunek zatrudnienia w stoczni (dobry sposób na wykazanie spadku zatrudnienia na stanowiskach robotniczych). Wszak spółka to nie pracownik na etacie, w każdej chwili można rozwiązać umowę lub zalegać w nieskończoność z należnościami. Słabszy do sądu nie pójdzie, nie stać go na opłaty.
Pan prezes nie stosuje zabiegów socjotechnicznych - czyżby? - pisze dalej Czytelnik.
Lesław Hnat w liście do związkowców twierdził, że nie stosuje technik manipulacji, co zarzucali mu związkowcy.
Posłusznych kierowników i szefów nagradza się znacznymi podwyżkami - czytamy dalej w liście.- Teraz realizują bezrefleksyjnie wszystkie wytyczne bez pisemnego polecenia. W razie wpadki pan prezes jest czysty. Jak nazwać nagabywanie pracowników do przechodzenia z etatów na działalność gospodarczą, jak nazwać obietnice nierealnych wręcz zarobków? Jeżeli firma jest aż tak bogata, to dlaczego nie płaci godnie swoim pracownikom? Jak nazwać obietnice kierowane do robotników, że na miejsce zwolnionych „białych kołnierzyków” będzie przyjmował np. spawaczy. Kim są wg pana prezesa „białe kołnierzyki”?: kontrolerzy jakości czołgający się ze sprzętem po ładowniach i zbiornikach, technolog odpowiedzialny za zakres i jakość wykonania, laborant prześwietlający spoiny na konstrukcji lub statku (trudno sobie wyobrazić biały kołnierzyk pod zakurzonym i wysmarowanym kombinezonem). Jak nazwać nieustanne próby wywoływania animozji między związkowcami a załogą, między związkowcami ze Szczecina i Świnoujścia? Dziel i rządź – polityka czy zarządzanie firmą i losem setek ciężko pracujących ludzi?
Pan prezes sprzedaje tereny – wizjoner czy nieudolny manager? - czytamy dalej w liście.- Skutki wyprzedaży terenów odczuwa stocznia w Szczecinie. Pieniądze się rozpłynęły w niebycie a koszty przemieszczania sprzętu i pracowników między dokami rosną. Co chce sprzedać pan prezes w Świnoujściu? – na początek tzw. tereny zielone, rzekomo stoczni niepotrzebne. Na tych terenach znajdują się dwa obiekty należące do stoczni w Świnoujściu: oczyszczalnia ścieków przemysłowych (ochrona wód rzecznych i podskórnych przed groźnymi zanieczyszczeniami), ujęcie wody z hydrofornią dla potrzeb stoczni i na zaopatrzenie statków. Kto policzy jakie będą konsekwencje wyzbycia się tych obiektów?