To zdanie usłyszeliśmy wczoraj w czasie niedzielnego spaceru. Nie mówił go ksiądz ani siostra zakonna. Te słowa wyrwały się komuś kogo można by nazwać "szarym obywatelem", choć mało komu podoba się takie określenie. To nieważne zresztą. Ważne jest za to co innego. Ta, nie odosobniona opinia to ważna wskazówka. Tej zielonej emulsji nie wylał zwykły gawrosz, chuligan. Rankiem 29 stycznia gdy miasto obiegła wiadomość o profanacji rzeźby pojawiały się różne komentarze. Jedni mówili o bezmyślnych wandalach inni o satanistach. Jeszcze inni próbowali połączyć to zdarzenie z księgarskim debiutem wspomnień kardynała St. Dziwisza.
Nas jednak najbardziej boli, że po raz kolejny ktoś uderzył w naszą narodową tożsamość. W sferę szczególnie ważną dla nas wyspiarzy, których lokalne korzenie wciąż nie wiążą jeszcze tak silnie jak choćby właśnie wspólny język, narodowość, wiara. Pojęcia, które - czy to się komuś podoba czy nie są tak dalekie od polityki i partyjnych ideologii jak Spitsbergen od Johannesburga.
fot. Sławomir Ryfczyński
Po co więc to było? Ano właśnie po to by po farbie nie został ślad. I większość powie: Nie ma farby - nie ma sprawy?! Jest!