- Interwencja policji nic nie dała. Schronisko powiadomione przez funkcjonariuszy odmówiło przyjazdu. Sprawa została skierowana do rzecznika prezydenta Roberta Karalusa, który zaangażował się w pomoc. Jednak wszystkie starania legły w gruzach. Schronisko nie przyjechało. Powiedziano, żeby zostawić psa do rana – relacjonuje pani Paulina.
Zawiodły wszystkie procedury. Zwierzę nie padło ofiarą lisów tylko dzięki pomocy zmartwionych losem psa mieszkańców.
- W nocy grupa mieszkańców pojechała do psa. Zawieziono mu picie i jedzenie. Dzięki panu Pawłowi i jego odwadze odwiązano psa od drzewa, a następnie zabrano w bezpieczne miejsce – mówi z ulgą pani Paulina.
O to, dlaczego po raz kolejny zawiódł „system” zapytaliśmy prezydenckiego rzecznika. Do chwili publikacji materiału odpowiedzi nie otrzymaliśmy.