Koncert reklamowany był jako największe wydarzenie muzyczne jesieni w Świnoujściu. I tak rzeczywiście było. Mistrzowskie wykonanie genialnego dzieła przypisywanego Mozartowi zauroczyło słuchaczy. W trakcie koncertu można było nie tylko wysłuchać imponującego dzieła ale również poznać jego niesamowitą historię.
Zanim zabrzmiały pierwsze takty muzyki w świątyni rozległ się głos spikera, który odczytał fascynującą historię powstania Requiem. Napisanie tego dzieła zlecono Mozartowi w lipcu 1791 roku, listownie i anonimowo: podczas pracy nad Czarodziejskim Fletem 1791 roku, Mozart otrzymał od tajemniczego posłańca niepodpisany list. Anonimowy zleceniodawca zamówił u kompozytora mszę żałobną. Podejmowanie prób w celu ustalenia nazwiska zamawiającego posłaniec określił jako niemożliwe i bezcelowe. Mozart otrzymał z góry honorarium, w takiej wysokości, jakiej zażądał. Nie został określony termin ukończenia dzieła. Nie określono też nawet ramowej koncepcji utworu.
Mimo iż kompozycja była dla Mozarta bardzo interesująca, nie od razu przystąpił do pracy. Kiedy komponował Requiem, był już bardzo chory. Kompozytor nie zdołał ukończyć dzieła, choć zaprzątało go do ostatnich chwil życia – jeszcze 4 grudnia pracował nad wątkami Lacrimosa dies illa. Mozart prowadził wyścig z czasem, uważając, że pisze requiem na własną śmierć. Z takim przekonaniem zmarł.
Niedługo po śmierci Mozarta wyjaśniła się tajemnica związana z Requiem. Zlecenie stworzenia mszy żałobnej Mozart otrzymał w lipcu 1791 od amatora muzycznego, który często przywłaszczał sobie cudze kompozycje, wydając je pod swoim nazwiskiem, hrabiego Franciszka Walsegga zu Stuppach. Człowiek ten stracił przed laty żonę, pamięć jej zapragnął zaś w owym czasie uczcić podniosłym Requiem.
Świnoujskie wykonanie utworu zyskało właściwy nastrój dzięki zlokalizowaniu sceny we wnętrzu kościoła p.w. bł. Michała Kozala. Przy okazji potwierdziło się posiadanie przez tę świątynię bardzo dobrej – jak na współczesne budowle – akustyki.
Wykonanie dzieła było prawdziwie mistrzowskie. Najlepszym dowodem stała się owacja gdy tylko wybrzmiały ostatnie takty.