iswinoujscie.pl • Niedziela [12.08.2012, 09:40:31] • Świnoujście

Błyszczą jak złoto - rozmowa ze świnoujskim bursztyniarzem Krzysztofem Arciszewskim

Błyszczą jak złoto - rozmowa ze świnoujskim bursztyniarzem Krzysztofem Arciszewskim

fot. Agnieszka Suzanowicz

Błyszczą w słońcu jak złoto albo kolorowe szkiełka. Chyba każdy kto choć raz był nad morzem zabrał parę do domu. Fakt, trzeba się trochę naszukać ale nie bez satysfakcji samego szukania. Czasami trafi się naprawdę duża bryłka. Cała magia w tym, że patrząc na nią, patrzymy na co najmniej 40 mln lat. Mniej więcej tyle liczą sobie bałtyckie bursztyny. Są ludzie, dla których te kopalne żywice stały się życiową pasją. Z pewnością takim bursztyniarzem jest świnoujścianin Krzysztof Arciszewski. Jak mówi – zamiłowanie do bursztynu wyssał z mlekiem matki.

Mama zbierała bursztyny, gdy miałem przyjść na świat. Może coś w tym jest, bo i mnie się to udzieliło. Poza tym, zamiłowanie do bursztyniarstwa zaszczepił we mnie tata. Pamiętam, był 1972 rok, a ja już jako trzylatek uzbierałem tyle bryłek, że tata kupił mi za nie czapkę, szalik i kurtkę zimową. Właściwie, zbierałem bursztyny odkąd nauczyłem się chodzić – śmieje się Pan Krzysztof.

Miało to swoje dobre i złe strony. Czasami tata miał dylemat czy zbierać dalej, bo morze „wyrzuca”, czy wracać ze mną do domu, bo cały przemokłem. Ciągnęło mnie, żeby być bliżej wody, bo tam można znaleźć większe bryłki.

Błyszczą jak złoto - rozmowa ze świnoujskim bursztyniarzem Krzysztofem Arciszewskim

fot. Archiwum autora

Dla przeciętnych zbieraczy, a raczej ludzi, którzy czasem pogrzebią patykiem w morskich śmieciach, szukanie bursztynu kojarzy się z przyjemnymi okolicznościami przyrody, słońcem i relaksem. Dla bursztyniarzy z prawdziwego zdarzenia wygląda to trochę inaczej. Pan Krzysztof wymienia tu trzy etapy.

Pierwszy to zbieranie w wodzie zanim morskie śmieci, czyli patyki, muszle, wodorosty czy kamyczki, dojdą do brzegu. Wtedy wyławia się je tzw. kaszorkiem, czyli czymś na podobieństwo podbieraka do ryb. Następnie bursztyniarze wysypują łowy na brzeg i przeczesują zawartość. Drugi etap, to kiedy morze zaczyna „wyrzucać”. Tym razem, również z kaszorkiem, chodzi się przy brzegu. Ostatnim etapem jest szukanie bursztynu na samym brzegu. Jak widać, że śmieci były już przeczesywane, to szukanie nie ma sensu, bo większe bryłki z pewnością doczekały się znalazców. Dlatego najlepiej jest jeździć w nocy. Obowiązkowo trzeba mieć ze sobą latarkę. Co ważne, nawet jak jest dobry sztorm, to woda musi powoli opadać. W przeciwnym razie morze zabiera wszystko z powrotem.

Dla mnie celem są większe bursztyny – tłumaczy Pan Krzysztof. To nie znaczy, że nie schylę się za małą bryłką, że jestem leniwy. To jest tak jak z grzybiarzami. Jedni szukają tylko prawdziwków, a inni po prostu grzybów jadalnych. Można powiedzieć, że robię to zawodowo ale nie nazwałbym bursztyniarstwa sposobem na przeżycie. Jesteśmy uzależnieni od natury, od pogody, od sztormów. Zdarzały się lata, kiedy nie było ani jednego sztormu. Swoją drogą sztorm też musi być odpowiedni. Najlepszy jest wiatr północny. Dla mnie północno-wschodni. Przy takim wietrze morze „wyrzucało” koło falochronu, a tam najlepiej się zbierało. Plaża jest bardzo duża, płaska i tak przy północno-zachodnim wietrze wyrzucało na Lubiewo, Międzyzdroje, a tam odrazu jest dół. Jeden krok w wodę i już jest się po kolana. Zbieranie w tamtych miejscach jest dość kłopotliwe, trzeba mieć niesamowity refleks, bo jak idzie fala to trzeba szybko łapać „śmieci” kaszorkiem. Poza tym przez wspomnianą głębokość, nie łatwo o to, by morze wyrzuciło śmieci na brzeg. Wielu bursztyniarzy już nie żyje. Jak pamiętam, ze Świnoujścia było zawsze ze trzech. Najwięcej było z Międzyzdrojów. Trzeba pamiętać, że nad świnoujską plażą jest kocwitowisko statków i, żeby pojawił się bursztyn musi być naprawdę duży sztorm. Za to bursztyn był zawsze na Warszowie. Tam zbierałem od dziecka, z resztą mieszkałem niedaleko latarni morskiej, a więc do plaży było blisko. To za bursztyn kupiłem pierwszy magnetofon, pierwszy motor. Od 1994 roku nie sprzedałem nic, nie chciałem. Kolekcjonowałem bryłki. To chyba dlatego, że nie łatwo było mi je sprzedawać. Nie chodzi o brak chętnych ale o to, że było mi po prostu żal. To zawsze było coś tak bardzo... mojego. Doskonale wiedziałem kiedy i gdzie znalazłem daną bryłkę. Często je oglądam, podświetlałem. Miałeś świadomość tego, że trzymam w dłoni miliony lat, kawał historii Świata. Patrząc na owada w takim bursztynie, człowiek odczuwa pokorę, zdaje sobie sprawę z tego jak kruche, jak krótkie jest życie. Wciąż przemijamy, Świat się zmienia, a taka zwyczajna muszka tkwi tam nieprzerwanie od 40 milionów lat. Dlatego przetapianie bursztynu, zlewanie małych bryłek w rozmaite wzory, upiększanie go na siłę wydaje mi się alpejską kombinacją, może trochę brakiem szacunku. Na promenadzie można zobaczyć nawet zielone albo niebieskie bursztyny. Nie wiem dokładnie jak to robią ale z całą pewnością, podczas kilkudziesięciu lat znalazłem tylko jeden kawałek bursztynu o kolorze zbliżonym do zielonego.

Błyszczą jak złoto - rozmowa ze świnoujskim bursztyniarzem Krzysztofem Arciszewskim

fot. Archiwum autora

Pan Krzysztof pokazuje mi zdjęcia bursztynów. Tylko one mi zostały – mówi. Po kilkunastu latach postanowił sprzedać swoją kolekcję. Widać, że nie była to łatwa decyzja. Po pierwsze zgłosił się naprawdę dobry kupiec, po drugie do przetrzymywania bursztynów potrzebne są specjalne warunki.

Proszę zauważyć, że w muzeach bursztynu nie ma okien, tzn. bursztyny nie są wystawiane na działanie światła słonecznego, bo to je po prosu niszczy. Zmieniają barwę i tak te, które były żółte stają się pomarańczowe. Miałem ich cały ogrom ale brakowało mi tych muzealnych warunków. Po trzecie przerażała mnie myśl, że nie będę już mógł dodawać nowych bryłek do mojej kolekcji. Plaża na Warszowie trochę się zmieniła. Gazoport zrobił swoje. Te wszystkie pogłębienia spowodowały, że bursztyniarze muszą znaleźć sobie nowe miejsce poszukiwań. Rozumiem potrzeby gospodarki, nie mam o to żalu. Jednak te wszystkie czynniki spowodowały, że podjąłem decyzję o sprzedaży. Dlaczego praktyczne wszystkie? Nie potrafiłem wybrać, zostawić kilku najcenniejszych, wyróżnić jedne kosztem drugich. One naprawdę były dla mnie ważne i nie powiem, że zdołałem pogodzić się już z tym, że ta kilkunastoletnia kolekcja zmieniła właściciela. Czy będę dalej szukał bursztynów? Na pewno. Szkoda tylko, że sztormy nie są już takie jak kiedyś. Pamiętam, to było 1 listopada 2004 roku. Był ogromny sztorm. Morze wyrzuciło ładne bryłki.

Źródło: https://iswinoujscie.pl/artykuly/23284/