Sztuka w tym, ażeby oblać jak najwięcej osób i jednocześnie samemu nie zostać oblanym. W grę wchodzą karabiny i pistolety… na wodę rzecz jasna. Dodatkowo, jako zapasowy „nabój” stosowane są również wiadra, butelki , woreczki i balony z wodą. Wodne pociski latają po podwórkach od samego rana. Dzieci i młodzież oblewają się póki nie opadną z sił. Czy aby na pewno taki obraz zobaczymy z okien wstając „śmingusowego-dyngusowego” poranka z łóżka?
- Ten obyczaj chyba ginie. Coraz mniej młodzieży biega po podwórkach… Z roku na rok jest coraz ciszej w lany poniedziałek. Może to wina pogody, może wynika to z lenistwa – zastanawia się jeden z mieszkańców bloku przy ulicy Kołłątaja.
- Dawniej był to obyczaj polewania wodą dziewcząt. Świadczył o zainteresowaniu. To był taki starodawny „podryw”. Oficjalnie żadna nie chciała zostać oblana, ale tak naprawdę wszystkie do tego dążyły. W końcu pominięcie którejś z nich mogło świadczyć o znikomym zainteresowaniu jej osobą… – śmieje się pan Bronisław. - A teraz? Teraz to tylko oblewanie wodą kogo popadnie.
Udało nam się znaleźć młodzieńców podtrzymujących ten współczesny już obyczaj. Co prawda dziewczęta nie uczestniczyły w wodnej bitwie, ale radość na twarzach dzieci cieszyła oko.