Przez działania władz (czyli odmowę ściągnięcia krzyża) postrzegał siebie jako obywatela drugiej kategorii. To spowodowało owe „ciernienia”. Miały się one pogłębiać z czasem trwania postępowania przez sądem. A także wynikały ze stresu, jaki spowodowany był "odbiorem społecznym" całej sprawy. Pan Maciejewski pisze w skardze, że „stał się przedmiotem obelg, inwektyw oraz napaści słownych zarówno w swoim środowisku społecznym, jak i w mediach, w tym na forach internetowych".
- Nie rozumiem takiego toku myślenia – mówi nam jeden z urzędników, proszący o anonimowość. – Przecież to wszystko wywołał na własne życzenie! Sam rozsyłał po urzędach i mediach informacje na temat prowadzonej przez siebie akcji! Rozpoczął tę farsę i czego się spodziewał? Że wszyscy mu przyklasn?. A może większość jednak nie chce ściągania krzyży i uważa, że są w naszym mieście i kraju ważniejsze sprawy niż tematy zastępcze i głośne, chwilowe hasła, na jakich partia pana Maciejewskiego zdobyła tyle głosów w Parlamencie.
Przypomnijmy, że Lesław Maciejewski startował – bez powodzenia – w wyborach Parlamentarnych z ramienna Ruchu Palikota.
Mężczyzna walkę z krzyżem w Świnoujściu rozpoczął od wniosków do Prezydenta, a gdy ten nie zgodził się na ściągnięcie krzyży (jeden wisi w sali obrad Rady Miasta, drugi w gabinecie Janusza Żmurkiewicza) L. Maciejewski podał sprawę do sądu. Przegrał w Sądzie Rejonowym w Świnoujściu, następnie w Okręgowym w Szczecinie. Sąd apelacyjny oddalił jego wniosek, tym samym utrzymano więc wyrok świnoujskiego sądu.
Zdaniem Lesława Maciejewkiego narusza on jego dobra osobiste: godność oraz wolności sumienia i religii.