Zgodnie z cytowaną poprzednio zasadą : „Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło”, budowę drogi lądowej, komunikującej Świnoujście ze światem, łączyć można z wojennym konfliktem i wydarzeniami Wiosny Ludów 1848 roku.
W tym to roku, Duńczycy będący w stanie wojny z Prusami, zablokowali świnoujski port od strony morza, wysyłając na wody Zatoki Pomorskiej małą eskadrę okrętów wojennych. Co prawda, w porcie świnoujskim stały pruskie okręty, ale nie odważyły się na wyjście naprzeciw duńskiej flotylli. W efekcie w szczecińskim i świnoujskim porcie, dziesiątki statków handlowych stały przy nabrzeżach, a obroty obu portów równe były zeru.
Dla Świnoujścia, miasta żyjącego praktycznie tylko z obsługi statków w porcie, przedłużająca się blokada, stała się po prostu klęską. Nie było pracy dla rybaków, dokerów, maklerów, pilotów. Na towary ze świata daremnie oczekiwali miejscowi kupcy. Portowe tawerny zaludniali bezrobotni, rozeźleni marynarze, z zacumowanych przy nabrzeżach obrastających wodorostami i pąklami statków. Nie lepsze nastroje okazywali pozbawieni pracy robotnicy portowi, których długi okres bez pracy pozbawiał środków do życia. Informacje ówczesnych władz mówiły o blisko 600 bezrobotnych i o niebezpieczeństwie niepokojów społecznych. Pewne rozładowanie sytuacji przyniosła budowa instalacji fortecznych, podjęta dla zapobieżenia spodziewanemu desantowi Duńczyków. Przy pracach tych zatrudnionych było blisko 300 osób. Jednakowoż znaczna jeszcze liczba niezadowolonych nadal pozostawała i rosła. Pamiętajmy, że był to rok 1848, okres niepokojów społecznych określanych nazwą Wiosny Ludów. W Europie w posadach drżały trony i gabinety rządowe. Ale strach przed niezadowoleniem społecznym oblatywał także tzw. porządnych obywateli w prowincjonalnym Świnoujściu.
W tej sytuacji, w początkach maja 1848 roku magistrat zadecydował, by nie licząc się z niczym, rozpocząć budowę szosy, która połączy miasto z centralnymi terenami Prus, a więc w kierunku na Uznam. Uznano, że rozładuje to napiętą sytuację w mieście, a urzędowe poparcie ze Szczecina i Berlina z czasem przyjdzie. I w tym względzie nie mylili się.
Organizacyjnie, sprawę rozwiązano nader oryginalnie i skutecznie. Wydano mianowicie obligacje na budowę drogi, gwarantowane przez miasto. Pierwsze 3000 talarów pochodziło ze składek 120 obywateli, w tym m.in. 200 talarów stanowiło wkład senatora Krausego a 100 księżnej Luizy von Preußen. Wydano przy tym akcje o wartości 5 talarów każda, które stosunkowo szybko zostały wykupione. Zwrot pieniędzy dla ich nabywców, miał nastąpić po 10 latach. Pomoc w tym dziele zadeklarował główny budowniczy twierdzy von Eickstädt, udostępniając ciężki transport oraz specjalistów od robót ziemnych.
Niezbyt dobrze natomiast układała się w pierwszej fazie robót, współpraca z nadzorcą państwowych lasów, przez które, na pewnym odcinku przebiegać miała szosa.
Dokładnie 5 czerwca 1848 r., 150 robotników rozpoczęło roboty ziemne. I w tym momencie „zaczęły się schody”. Ponieważ działania świnoujskiego magistratu nie były uzgodnione z władzami prowincji w Szczecinie, tamtejsi urzędnicy postanowili pokazać, kto tu jest ważniejszy i kto rządzi. Mimo, że budowa leżała w żywotnym interesie państwa, blokowali wszelkie wsparcie finansowe tej inicjatywy.
Miasto, na te działania odpowiedziało zjadliwym listem skierowanym do Berlina, na ręce premiera Prus. No i to poskutkowało. Z pewnym ociąganiem i nie ukrywaną niechęcią, przekazano na budowę drogi 6000 talarów. Aliści urzędnicy szczecińscy owej świnoujskiej pisaniny darować nie mogli. W trakcie budowy okazywało się, że np. droga naruszała o cały metr granicę lasów państwowych, już to że rów był o pół stopy za szeroki. Pewnego razu okazało się nawet, że pracowano w dniu królewskich urodzin, co zinterpretowano, jako lekceważenie monarchy. Wiele też mitręgi i nerwów kosztowało przeprowadzenie odcinka drogi tuż za ówczesną zachodnią granicą miasta w rejonie ulicy Lechickiej. Budowa naruszała tu granice autonomicznej wsi Westswine i wchodziła nieco w cmentarz niegdyś tam istniejący. Skutkowało to interwencją urzędników zarządu prowincji i okresowym wstrzymywaniem prac. Mimo opisanych trudności, przyszedł wreszcie upragniony, acz połowiczny sukces. W 1852 roku, droga została doprowadzona do Zirchow; do Usedom było jeszcze daleko.
Prowadząc własnym sumptem tę budowę, miasto zapobiegło jednak społecznym skutkom bezrobocia, a jednocześnie doprowadziło drogę do podnóża wzgórza Golm, które dzięki temu stało się dostępnym, a ulubionym celem wycieczek mieszkańców i kuracjuszy. Rychło powstała tam restauracja i wieżą z przepięknym widokiem na port i świnoujską redę.