Paulina Olsza • Poniedziałek [13.08.2007, 00:31:00] • Świnoujście

Animator kultury

Animator kultury

fot. Artur Kubasik

Społecznik, kobieta z klasą, która z pomocą przyjaciół z powodzeniem organizuje imprezy na stałe wpisujące się w kalendarz wyspiarskich atrakcji. Zapraszamy na wywiad z Mają Piórską – wiceprzewodniczącą Towarzystwa Przyjaciół Świnoujścia, Wyspiarzem Roku 2006.

Paulina Olsza: Aktywnością przerasta Pani niejednego nastolatka. Skąd u Pani tyle energii?
Maja Piórska:
Taka jestem. Nie potrafię bezczynnie siedzieć z miejscu.

P.O.: Jak to się stało, że Towarzystwo Przyjaciół Świnoujścia połączyło swe siły z parafią pw Chrystusa Króla w celu powołania Międzynarodowego Festiwalu Organowego?
M.P.:
Sprawił to przypadek. W 1998 roku pan Leszek Podzierski, miłośnik muzyki organowej jeździł po wybrzeżu i przez przypadek wstąpił do kościoła Chrystusa Króla. Zachwycony świnoujskimi organami wymyślił coś na kształt koncertów organowych. Nie wiadomo jednak było, czy nasze organy nadają się w ogóle do koncertowania. W październiku doszło jednak do dwóch, a w listopadzie do jednego koncertu próbnego w międzynarodowej obsadzie. Okazało się, że organy są zabytkowe i mają wyjątkowo piękne brzmienie. Próbne wieczory z muzyką wzbudziły zainteresowanie, więc pierwsze festiwalowe koncerty odbywały się już od marca następnego roku. Przez pierwsze trzy lata dyrektorem artystycznym był pan Leszek Podzierski, od 2000 roku jest nim pani Małgorzata Klorek, z którą współpraca znakomicie się układa. Pani Małgorzata zaprasza artystów, ustala terminy, honoraria, a zadaniem Towarzystwa jest organizacja całego festiwalu. Od kilku lat z uwagi na finanse robimy koncerty od połowy czerwca do początku września. Zawsze w sobotę o 19-tej. Organy nie zawsze grały tak pięknie jak teraz. Nasz instrument to organy pneumatyczne w związku, z czym dźwięk jest nieco opóźniony i to utrudnia granie. Radzą sobie jedynie wybitni artyści. Jak do tej pory nikt nam nie odmówił. W 2000 roku organy przeszły generalny remont. Po ubiegłorocznym festiwalu kolejnej renowacji podjął się organista kościoła pan Wiesław Worach. Teraz grają tak, że organiści bardzo chwalą instrument. Tu wielkie podziękowanie należy się ks.Kazimierzowi Sasadeuszowi za sfinansowanie obu remontów.

P.O.: Miasto przeznacza na Świnoujskie Wieczory Organowe kilkadziesiąt tysięcy złotych. Pojawiają się zarzuty, że takie kwoty są marnotrawione na tak niszową imprezę. Uważa Pani, że w tak małym mieście jak Świnoujście takie festiwale mają sens?
M.P.:
Miasto finansuje honoraria dla muzyków, które są symboliczne, jak na tak wybitnych artystów, którzy dla nas występują. Koszty dojazdu pokrywają sami artyści. Towarzystwo musi zapewnić muzykom nocleg, czasem skromną kolację, kwiaty. Są też inne koszty – telefony, benzyna, papier, druk plakatów, programów. Mnóstwo rzeczy staramy się zrobić społecznie, szukamy sponsorów, o których jest niestety coraz trudniej. Bez finansowego wsparcia Urzędu Miasta i pomocy koleżanek i kolegów z Towarzystwa z festiwalu nic by nie wyszło. Czy pieniądze są marnotrawione? Uważam, że nie. Po pierwsze festiwal jest znakomitą promocją miasta i tego wspaniałego instrumentu. Jest też okazją na wyciszenie się, zwolnienie tempa i posłuchania innej muzyki.Sama świątynia też inaczej nastraja do słuchania. Podczas mszy organy służą liturgii i jako akompaniament śpiewu. Dopiero podczas koncertu usłyszeć można, jakie mają bogactwo dźwięków – to król instrumentów. Co jakiś czas urozmaicamy koncerty, dodając drugi instrument. Repertuar proponowany przez naszych gości nie jest nie wiadomo jak poważny, o czym świadczy wciąż rosnąca liczba słuchaczy. Artyści nadają festiwalowi trochę lżejszy charakter, nie wykonują muzyki trudniej do zrozumienia, ale bardziej melodyjną, łatwiejszą w odbiorze. Większość naszej publiczności to wczasowicze i turyści z kraju i zza zagranicy. Skoro mamy pięknie brzmiące organy to dlaczego tego nie wykorzystać? Festiwal jak dotąd trwa już 9-ty rok i ma grupę stałej, wiernej festiwalowi publiczności wśród mieszkańców i gości, którzy przyjeżdżają specjalnie na nasze koncerty.

fot. Artur Kubasik

P.O.: Długo przygotowuje się Pani do każdego z koncertów?
M.P.:
Trochę to trwa. Musiałam dokompletować sobie muzyczną bibliotekę i płytotekę, często korzystam też z Internetu, czasem z porad występującego organisty.

P.O.: Kto jest Pani ulubionym wykonawcą?
M.P.:
Bardzo trudny wybór, bo w ośmiu edycjach festiwalu było aż 116 koncertów, w których wystąpiło 223 wykonawców, w większości uznanych, światowej sławy artystów, w tym 40-osobowy chór i 25-osobowa orkiestra symfoniczna. Grali u nas artyści głównie z Europy – Austrii, Belgii, Czech, Danii, Estonii, Finlandii, Francji, Niemiec, Norwegii, Rosji, Szwajcarii, Szwecji, Ukrainy, Wielkiej Brytanii, Węgier, Włoch i Polski, ale także z tak egzotycznych zakątków świata jak Argentyna. Ulubiony wykonawca? Myślę, że prof. Chorosiński. Za każdym razem przygotowuje dla świnoujskiej publiczności coś innego. Uwielbiam słuchać też prof. Agratiny i Tomasza Adama Nowaka - wybitnego wirtuoza improwizatora.

P.O.: Powróćmy do Towarzystwa. Kiedy powstało, czym się zajmuje?
M.P.:
Zebranie założycielskie odbyło się w listopadzie 1997 roku. Rejestracja nastąpiła natomiast w styczniu 1998 roku. Co robimy? Ponieważ wcielanie w życie wszystkich pomysłów jest kwestią pieniędzy oczywistym jest, że nie robimy tak dużo, jakbyśmy chcieli. Od wczesnych miesięcy jesiennych rozpoczynamy zbiórkę przedmiotów na Aukcję Rzeczy Dziwnych, która jest stałym elementem świnoujskich finałów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Potem organizujemy Święto Śledzia. Impreza odbywała się na nabrzeżu, gdyż tam na swoje korzenie – w XIX wieku odbywały się tam targi rybne. Niestety wiązało się to także z wieloma niedogodnościami, więc od zeszłego roku gościmy na Basenie Północnym. Święto Śledzia jest festynową imprezą z częścią artystyczną w wykonaniu naszych świnoujskich wykonawców. Między WOŚP-em a Świętem Śledzia ustalamy też wszystkie szczegóły związane z festiwalem organowym. Do końca maja festiwal jest już dopięty na ostatni guzik, pozostaje tylko drukowanie plakatów i programów. We wrześniu mamy chwilę oddechu i znów zabieramy się do aukcji.

P.O.: Zajmuje się Pani także fotografią artystyczną. Myśli Pani, że w dobie cyfrowej fotografii i obróbki zdjęć mają one jeszcze magię i spełniają swoje podstawowe założenia?
M.P.:
Nie lubię aparatów cyfrowych i nie używam takiego. Staram się fotografować takie miejsca, które warto utrwalić, bo za chwilę może ich nie być. Uwielbiam pejzaże i przyrodę. Dlaczego nie aparatem cyfrowym? Według mnie to nie to samo. Lubię tę całą otoczkę robienia zdjęć – wywoływanie i zastanawianie się nad tym, jak dane ujęcie wyszło na papierze. Wiele razy dopiero po wywołaniu dostrzegałam pewne niuanse, tak było na przykład gdy sfotografowałam pewien pień drzewa i dopiero na fotografii zobaczyłam, że jego kora kształtem przypomina rycerza z tarczą.

P.O.: Aktywna z Pani osoba.
M.P.:
Wszystkie organizowane przez nasze towarzystwo imprezy są dla mnie dodatkiem do codziennego życia, dobrej książki, spaceru plażą, poezji, pracy w ogrodzie. Jestem zdania, że każdy człowiek powinien coś po sobie zostawić. Jeśli nie rzeczy materialne, to chociaż dobre wspomnienia, na które też przecież trzeba sobie zapracować.

P.O.: Dziękuję za wywiad.

Źródło: https://iswinoujscie.pl/artykuly/1956/