Przypomnijmy, mężczyzna twierdzi, że wyrzucono go ze Świnoujścia za to że, jak twierdzi, śmiał zwrócić uwagę na nieświeży chleb czy brak mięsa w diecie podopiecznych placówki. A także przymusowe apele, na które muszą przychodzić nawet schorowani ludzie.
Wszystkiemu temu zaprzecza dyrektor schroniska. Według jego relacji Jan Lewandowski musiał opuścić placówkę za złamanie regulaminu. Konkretnie za picie alkoholu.
Podczas naszych spotkań z panem Janem mężczyzna za każdym razem był trzeźwy, grzeczny i spokojny. Narzekał na spuchniętą nogę. Amputowano mu dwa palce. Przyznał, że ma chorobę alkoholową i niekiedy nie wytrzymuje. Zarzeka się jednak, że w schronisku dostawał leki i nie pił. Teraz nie stać go na medykamenty.
- Po tym jak mnie usunięto ze schroniska, wyrzucono także sześć innych osób – opowiada. – Wszyscy trzymali moją stronę. Po artykule też mówili o spleśniałym chlebie i rygorze jak z więzienia. Za prawdę ich także spotkała kara.