- Nie obchodzi nas gdzie i jakie udogodnienia zrobiono w zasobach całej spółdzielni - mówią mieszkańcy. - Mamy im za to gratulować? Przecież to ich obowiązek. My jedynie dopominamy się także podjazdu w swoim bloku.
Pracownicy po wyliczeniu ileż to cudownych prac wykonali wyłuszczają żmudną drogę związaną z uzyskaniem wszystkich potrzebnych dokumentów.
- To też nie za bardzo jest dla nas istotne - wspomina jeden z lokatorów. - Przyznaję, że czekanie 50 dni na odpowiedź z urzędu miasta to przesada, ale przecież ani my lokatorzy nie jesteśmy temu winni, ani dziennikarze poproszeni o poruszenie tego temu.
- Skądinąd gdyby spółdzielnia zwróciła się dużo wcześniej do urzędu (kilka lat a nie miesięcy temu) to być może osoby niepełnosprawne nie miałyby już problemu z dostaniem się do budynku - dodaje inna z mieszkanek.
Jedynym pocieszeniem jest - jak mówią mieszkańcy - fakt, że w końcu być może powstanie podjazd.
- Po całej tyradzie, z wymienianiem inwestycji i żaleniem się na procedury, na końcu listu jest informacja, że spółdzielnia ma w końcu pozwolenie na budowę. Teraz muszą zdobyć jeszcze inne dokumenty i... kto wie może podjazd w końcu powstanie - podsumowuje jeden z lokatorów.