O sprawie informowaliśmy w czwartek. W przychodni lekarskiej przy ulicy Małej w Dziwnowie kilkanaście osób doznało poparzeń. Pacjenci czekali na bezpłatne badania diabetologiczne. Gdy siedzieli w poczekalni uruchomiona była lampa bakteriobójcza. Większość osób ma poparzoną skórę twarzy i zaburzenia wzroku.
Dopiero po naszym artykule zainteresowano się losem poparzonych pacjentów. Do każdej z osób, która była tego dnia w poczekalni, wysłano pielęgniarki środowiskowe. Poszkodowani mają jednak żal do dyrekcji przychodni o to, że nie zorganizowano dla nich badań okulistycznych i dermatologicznych.
- Jestem opuchnięta na twarzy. Czuję, że skóra mnie piecze. Coś stało się z moimi oczami, wszystko widzę jak za mgłą. Co chwilę kładę okłady. Najgorsze jest to, że mój stan wcale się nie poprawia – mówi pani Agnieszka.
Kierownictwo przychodni nie poczuwa się do winy, chociaż jest mu przykro, że pacjenci ucierpieli na terenie ich ośrodka. Dzisiaj obok lampy bakteriobójczej powieszono ostrzegawczą kartkę. Zadecydowano także o zabezpieczeniu włącznika przed przypadkowym włączaniem.