To niestety nie pierwszy taki przypadek. Kobieta pisuje sytuację, jaka przydarzyła jej się w sobotę późnym wieczorem.
- Na osiedlu Posejdon czekaliśmy na znajomych – mówi Czytelniczka. –Okazało się, że przyszli z „niespodzianką”. Od ulicy Matejki błąkał się za nimi pies rasy amstaff. Zwierzę było zadbane, przyjazne i posiadające obrożę. Postanowiliśmy mu pomóc. Zadzwoniliśmy pod nr 112, gdzie zostaliśmy poinformowani, iż takim przypadkiem mogą zająć się tylko pracownicy schroniska. Pan, który z nami rozmawiał podał nam namiary do tej placówki.
Niestety w schronisku nikt nie odbierał. Mieszkańcy długo spacerowali, próbując odnaleźć ewentualnego właściciela. Pisak trzymał się blisko nich, bojąc się zgubić.
- Było już późno, więc zadzwoniliśmy po raz kolejny na policję. Byliśmy nawet osobiście na komendzie. Niestety efekt był ten sam dodaje Czytelniczka. – Pan Policjant stwierdził tylko, że on wie, iż w schronisku nikt nie odbiera telefonu, bo też próbował się tam dodzwonić. Zaproponował abyśmy sami zawieźli psa. Niestety nie jestem osobą posiadającą samochód. A bałam się jechać z nieznanym zwierzęciem taksówką. Nie wiem jakby zareagował. Zresztą po tych wszystkich „wyczynach” pies pobiegł za innymi ludźmi.