To sytuacje pozornie mało ważne. A jednak bardzo niebezpieczne.
- Nie można spokojnie jechać, bo zawsze znajdą się jakieś „święte krowy”, jak nazywamy pieszych, którzy włażą na ścieżki dla rowerów – mówi Krzysztof Grabowski.
- To niebezpieczne nie tylko dla nas – dodaje Anita Milewicz. – Także dla samych przechodniów. Ileż to razy widziałam jak w chodzą prosto pod koła rowerzystów.
Takie sytuacje są bardzo często na ulicach Wolska Polskiego i Moniuszki. Tam bowiem po jednej stronie jezdni są chodniki a po drugiej tylko ścieżki.
- Na Moniuszki ludzie wychodzą ze stadionu prosto na ścieżkę dla rowerów – mówi Robert Szczucki. – A na Wojska ścieżka jest przy lesie, więc jest też dodatkowo pełno ludzi z pieskami.
Rowerzyści tłumaczą też, że problemy na są Wybrzeżu Władysława IV.
- Ludzie schodzą promu i nie patrzą jak idą – opowiada Michał. - Za przystankiem zawsze jest tłok. Niekiedy trzeba zsiąść z roweru, bo nie ma jak przejechać.
Za wchodzenie na ścieżkę można dostać mandat. Podobnie jak za przechodzenie przez jezdnię w niedozwolonym miejscu. Problem w tym, że delikwentów trzeba złapać na gorącym uczynku. A to trudne, jeśli w mieście pracuje tylko czterech strażników miejskich.