Dr Józef Pluciński • Poniedziałek [10.01.2011, 21:45:08] • Świnoujście
Cesarz na lodzie. Cz. 2
Lodołamacz w główkach świnoujskiego portu.( fot. Archiwum autora
)
W styczniu 1891 roku cesarz Niemiec Wilhelm II uczestniczył na pokładzie lodołamacza „Berlin” w rejsie ze Świnoujścia do Szczecina.
Do odbycia owej podróży Wilhelm II został zaproszony przez kupców i przemysłowców szczecińskich, chcących przybliżyć mu problemy związane z żeglugą na wodach Zalewu Szczecińskiego i zatoki Pomorskiej w okresie zimowym. Przed stu z góra laty tor wodny na Zalewie był praktycznie od grudnia a nawet końca listopada do marca niemal całkowicie zalodzony. Tegoroczna i ubiegłoroczna zima powoli ten dawny stan zaczynają nam znowu przypominać. W takich to warunkach funkcjonowanie żeglugi i utrzymanie rytmicznych dostaw węgla drogą wodną dla szczecińskiego przemysłu, uzależnione było od posiadania kosztownej w budowie i eksploatacji flotylli lodołamaczy. Ponieważ apetyty szczecińskich fabryk na dostarczany angielski węgiel były coraz większe, zapewnienie bezpiecznej żeglugi w każdej porze roku, było niezwykle ważna sprawą. Szczecińscy przemysłowcy i kupcy czynili wówczas starania o uzyskanie państwowego wsparcia dla budowy nowych, sprawniejszych lodołamaczy. Te którymi dysonowano, nie zawsze bowiem z zadaniem tym sobie radziły.
Cesarz Wilhelm II w otoczeniu oficerów marynarki. ( fot. Archiwum autora
)
Przyjmując zaproszenie Wilhelm II przybył wraz z całą świtą z Berlina do Świnoujścia, specjalnym pociągiem 13 stycznia 1891 roku we wczesnych godzinach porannych. Po porannej kawie udał się na pokład jednego z trzech lodołamaczy, oczekujących przy nabrzeżu w rejonie Kapitanatu Portu. Ten, na którym znakomity gość i berlińska świta podróżować miała, nosił nazwę „Berlin” i został naturalnie wcześniej, odpowiednio przygotowany. Wszystkie pomieszczenia wyłożone zostały dywanami, na ścianach znalazły się obicia i obrazy. W wydzielonej części ogromnej ładowni węgla, zbudowano salon bankietowy i bufet. Odpowiednio też „spreparowany” został mostek kapitański a wszystkie korytarze i pomieszczenia, w będące jeszcze wówczas rzadkością oświetlenie elektryczne.
Na mały w końcu stateczek zaokrętowała się imponująco wielka świta, niemal taka, jaka towarzyszy współczesnym nam ojcom narodu. Cesarzowi towarzyszył mianowicie marszałek dworu, dwaj adiutanci w randze generałów, dodatkowo, jako adiutant wyższy rangą oficer marynarki wojennej, dowódca cesarskiej floty, dwaj adiutanci ochrony, lekarz przyboczny, tajny radca gabinetu, a także nadworny bibliotekarz z podręcznym cesarskim księgozbiorem. Na pokładzie gęsto rozmieszczono marznących niemiłosiernie na 10 stopniowym mrozie lejbgwardzistów, dzisiaj nazywanyh prozaicznie BOR-owikami. Naturalnie, nader skutecznie przeszkadzali oni załodze w manewrach. Całą sytuacje skwitował lakonicznie dowódca „Berlina”, odziany w galowy mundur, kapitan Marx, nazywając swój statek „pływającą menażerią”. Dodać należy, że na dwóch pozostałych lodołamaczach sytuacja nie była dużo lepsza. W znacznie gorszych warunkach już bez dywanów i sali bankietowej płynęli na nich inni dygnitarze z Berlina, Szczecina oraz miejscowa śmietanka kapitału. Razem ponad 80 osób.
Zalodzony port świnoujski.( fot. Archiwum autora
)
Punktualnie o 8-ej rano kawalkada odbiła od nabrzeża, biorąc kurs na główki świnoujskiego portu. Lodołamacze wyszły poza falochron, w kierunku oddalonego o około pół mili pola lodowego, celem zademonstrowania manewrowych i skuteczności torowania drogi przez lód. Pogoda była znakomita, zatem cesarz czas dłuższy przebywał na skrzydłach kapitańskiego mostku, względzie na pokładzie. Jak to zwykle bywa, piejący z zachwytu lokalny żurnalista tak to opisał: „ Cesarska wysokość wykazał niezwykłe zainteresowanie i rzadko spotykaną znajomość rzeczy”. Jak z dalszej relacji wynika, Cesarz Pan wychylał się nawet za burtę by ocenić grubość lodu. Ba nawet do maszynowni zaglądnął, dla wsłuchania się w pracę silnika. Tamże wykazał cesarska troskę o to, czy pracujący na dole mechanicy i palacze mają wystarczająco dobre powietrze.