Dr Józef Pluciński • Poniedziałek [03.01.2011, 07:47:22] • Świnoujście
Cesarz na lodzie cz. 1
Obraz z Muzeum Rybołówstwa Morskiego w Świnoujściu.( fot. Sławomir Ryfczyński
)
Jakieś 30 lat temu, a może i więcej, kiedy to pełniłem funkcję dyrektora miejscowego Muzeum Rybołówstwa, w sklepie szczecińskiej DESY, wypatrzyłem i do zbiorów muzeum zakupiłem obraz , który rzucał się w oczy głownie dzięki niezwykle okazałej, zdobnej zmyślną sztukaterią, złoconej ramie. Cena niezbyt wygórowana, odpowiadała budżetowym ograniczeniom.
Wypada w tym miejscu napisać co to była owa DESA, jako że ten twór gospodarki minionego okresu już od dawna nie istnieje. Był to wyspecjalizowany komis handlujący dziełami sztuki i antykami, lub też dokładniej mówiąc przedmiotami za nie uznawanymi. W burzliwych powojennych latach, wiele takich przedmiotów różnej wartości artystycznej, pochodzących często ze zbiorów muzealnych, kolekcji prywatnych lub z mieszkań zamożniejszych rodzin, zmieniało swoich właścicieli. Normalną koleją losu, po pewnym czasie znaczna ich część była sprzedawana za pośrednictwem owej DESY. Innym sklepom czy komisom podobnymi przedmiotami handlować nie było wolno, rzeczona DESA była w tym zakresie monopolistą.
Z dawnej DESY pozostało już tylko logo.( fot. internet
)
Dla muzeów te sklepy, a raczej jak je zwano salony Desy, stwarzały możliwość zakupienia od prywatnych posiadaczy bardzo wartościowych nieraz dzieł sztuki czy zabytków. Istotnym bowiem było to, że przepisy ówczesne, zakupy w Desie traktowały jako dokonane w „jednostce gospodarki uspołecznionej”. Kto jednak do czynienia z tymi sprawami nie miał, zawiłości owych nie pojmie. Darujmy więc sobie dalszy wykład praktycznego funkcjonowania przedziwnej ekonomii czasów socjalizmu i przejdźmy do przedmiotu naszej opowieści, czyli do obrazu.
Dzieło było malowane farbami olejnymi na płótnie o wymiarach 103 x 62 cm i przestawiało 3 lodołamacze, przebijające się w szyku torowym przez zalodzony akwen. Desowska metryczka obrazu głosiła, że malowidło pochodzi z Francji i wykonane zostało prawdopodobnie w I połowie XIX w., przez nieznanego malarza. Nijak nie przystawało to do znacznie nowocześniejszej konstrukcji przedstawianych statków. Dodać jeszcze można, że obraz był bardzo sfatygowany, brudny i miał w prawym górnym rogu dość pokaźna dziurę, liczne ubytki farby i przetarcia. W trakcie dokonywanej później renowacji okazało się też , że na burtach i proporcach, przedstawionych na obrazie lodołamaczy, znajdowały się wcześniej napisy, zmyślne zamalowane. Obraz był jednakowoż ładny, bardzo morski kosztował umiarkowanie i ostatecznie znalazł się w muzeum potem zaś zawisł w jednej z sal, stając się ozdobą ekspozycji instrumentów nawigacyjnych.
W międzyczasie znawcy przedmiotu podpowiedzieli mi że malowidło przedstawia lodołamacze i to takie, jakie budowano na przełomie XIX i XX wieku. Na jednym z proporców udało się odczytać słowo „Swienmünde”. Gdy już obraz wisiał na sali, zastanawiało duże nim zainteresowanie, okazywane przez niemieckich turystów, szczególnie tych starszych.
Reprodukcja obrazu z dawnej kolekcji w Kilonii.( fot. Archiwum autora
)
W 1992 roku przebywałem w Kilonii, gdzie odwiedziłem zbiory t.zw. Fundacji Pomorskiej. W muzealnym kiosku, ku memu zaskoczeniu kupić można było pocztówkę z wizerunkiem „naszego” obrazu. Kubek w kubek to samo ! Z tym, że na burtach czytać można było nazwy statków „Berlin”, „Swinemüne” i „Stettin”. Nadto, niesiony przez pierwszy lodołamacz proporzec, mógł być podnoszony tylko wtedy, gdy na jego pokładzie przebywał cesarz Niemiec. Napis na odwrocie pocztówki informował, że obraz przedstawia podróż cesarza Niemiec Wilhelma II ze Świnoujścia do Szczecina w 1891 roku. Malowidło, reprodukowane na pocztówce, malował współczesny tamtym czasom, znany w Szczecinie a pochodzący ze Stepnicy malarz marynista a jednocześnie żeglarz Parlow.