Paulina Olsza • Poniedziałek [25.06.2007, 00:13:36] • Świnoujście

Nauczyciel nie kremówka – wywiad z Jolantą Rosolecką

Nauczyciel nie kremówka – wywiad z Jolantą Rosolecką

fot. Sławomir Ryfczyński

„Równa babka” – tak określają ją ci, którzy kiedykolwiek mieli przyjemność z nią współpracować. Odpowiedzialnością, rzetelnością i równym traktowaniem każdego ucznia zapracowała sobie na szacunek i podziw, o których wielu może tylko marzyć. Jej słynny już „uścisk dłoni prezesa” za dobrze rozwiązane zadanie był największą nagrodą, którą otrzymać chciał każdy. Po 15 latach ciężkiej, pełnej wyrzeczeń, ale też satysfakcji z osiągniętych celów pracy przekazuje fotel dyrektora z nadzieją, że statek zwany szkołą nie będzie dryfował po oceanach, ale z nowym i równie dobrym sternikiem zdobędzie nowe lądy. Zapraszamy na wywiad Jolantą Rosolecką – ustępującym w tym roku Dyrektorem Gimnazjum Publicznego nr 1 w Świnoujściu.

Paulina Olsza: Pamięta Pani z czasów swojej uczniowskiej kariery jakiegoś dyrektora?
Jolanta Rosolecka:
Jako wzorowa uczennica w szkole podstawowej i średniej nigdy nie odwiedzałam gabinetów dyrektorów, dlatego trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Myślę, że chyba najbardziej w pamięć zapadła mi p. dyrektor Lech, która pełniła swoją funkcję, gdy chodziłam do liceum. Była bardzo miła i sympatyczna.

P.O.: Z jaką ideą wstępowała Pani na stanowisko?
J.R.:
Szczerze mówiąc, to z żadną. Jako dyrektor przyszłam do ówczesnej Szkoły Podstawowej nr 10 niejako z łapanki. To było dokładnie 1 października 1992 roku. Na to stanowisko nie było wtedy zbyt wielu chętnych, więc pracę zaproponowano mnie. Postanowiłam spróbować.

P.O.: Gdyby miała Pani ponownie możliwość wyboru to podjęłaby Pani tę samą decyzję?
J.R.:
Oczywiście, że tak. Nie żałuję tej decyzji. Praca na stanowisku dyrektora daje zupełnie inne doświadczenia niż te, które zdobywa się, będąc nauczycielem. Kieruje się ludźmi, młodzieżą, wprowadza się w życie swoje idee, pojawiające się w trakcie wielu lat.

P.O.: Dlaczego więc Pani odchodzi?
J.R.:
Przepracowałam w swoim zawodzie 30 lat i uważam, że należy mi się odpoczynek. 15 lat byłam nauczycielką, tyle samo dyrektorką. To chyba wystarczy. Wracając jednak do pytania o dyrektora, którego zapamiętałam: w moim LO pracował kiedyś Zdzisław Podkowski, który za moich uczniowskich czasów był wicedyrektorem. Był do tego stopnia zaangażowany w swoją pracę, że niestety umarł w szkole. Dlatego ja idę na mały urlop.

P.O.: Nowym dyrektorem będzie teraz Bogusław Mędrek, nauczyciel wychowania fizycznego. Ma Pani jakieś oczekiwania względem jego działań?
J.R.:
Owszem, wczoraj odbył się konkurs i p. Mędrek jako jedyny kandydat obejmie stanowisko dyrektora po zakończeniu mojej kadencji. Co do moich oczekiwań, to udało mi się osiągnąć wszystkie cele, których realizację planowałam 5 lat temu w koncepcji. Szkoła wygląda ładnie, nawet lepiej niż mogłam się tego spodziewać. Mamy hale gimnastyczne, sale multimedialne, interaktywne tablice. Wyposażenie placówki jest naprawdę dobre, a z roku na rok się polepsza.

P.O.: Jakie są Pani prywatne poglądy jeśli chodzi o kwestie mundurków, telefonów komórkowych itp.?
J.R.:
Myślę, że mundurki nie poprawią bezpieczeństwa, nie rozładują agresji i nie spowodują, że dzieci będą się zachowywały zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Ujednolicą one jedynie wygląd, co zresztą wpłynie korzystnie na dzieci, które przychodzą do szkoły nieodpowiednio ubrane. Uczniowie mieli zresztą wpływ na tworzenie jednolitych strojów, a ich opinie były pozytywne. W każdej klasie odbywały się dyskusje dotyczące ewentualnego wyglądu mundurków, uczniowie mieli możliwość wypowiedzenia się w tej kwestii, podobnie jak rodzice, dla których zorganizowano specjalne spotkania. Następnie powołano komisję, która drogą kompromisu wyłoniła strój spełniający większość oczekiwań. Wybór mundurków nie był więc sprawą odgórną, ale świadomą decyzją wszystkich, których dotyczą. Za moich czasów noszenie mundurków było rzeczą oczywistą, wspominam to zresztą bardzo miło do tej pory.

P.O.: W jakich strojach pojawią się uczniowie 1 września?
J.R.:
Będzie to strój jednoczęściowy – granatowa kamizelka dla chłopców i granatowa tunika dla dziewcząt, bez kołnierzyków, zapinana na guziki. Po lewej stronie każdy uczeń będzie miał wyszytą tarczę szkoły. Koszt takiego mundurka będzie mieścił się w granicach 30 do 50 złotych. Nie jest to dużo, ale nie ukrywajmy, że dla niektórych rodziców jest to spory wydatek. Dlatego zrezygnowaliśmy z pomysłów w rodzaju spodni czy marynarek, bo wiadomo, że gimnazjum jest okresem, w którym dzieci najwięcej rosną.

P.O.: Oprócz pełnienia funkcji Dyrektora jest Pani też nauczycielem fizyki. Uczniowie darzą Panią szacunkiem i sympatią. Czy uważa Pani, że nauczycielowi ciężko jest zapracować na szacunek ucznia? Jakimi sposobami się to robi?
J.R.:
Po pierwsze i najważniejsze – nie każdy może być nauczycielem. Kiedy młody człowiek po studiach wchodzi pierwszy raz do gabinetu i po 15 minutach widzi, że uczniowie go słuchają i reagują, to znaczy, że wybrał dobry zawód, w którym się spełni. Zawsze mówię, że dziecko trzeba szanować i słuchać. Trzeba też umieć przyznawać się do błędów czy niewiedzy, bo człowiek jest tylko człowiekiem i ma do tego prawo. Nigdy też nie należy dziecka obrażać, jeśli zaś chodzi o krzyk, to tylko w słusznej sprawie i z wyjaśnieniem, dlaczego się to czyni. Wydaje mi się też, że nigdy nie byłam złośliwa, chociaż często sugerowano mi, że na lekcjach preferuję rozmawiać z chłopcami. Wynika to jednak ze specyfiki przedmiotu, którego nauczam – dziewczęta rzadko są zainteresowane prądem czy elektronami, wokół których kręci się cała fizyka. Często sobie żartuję, że urodziłam się z wypisanym na czole słowem ‘nauczycielka’. Lubię swoją pracę, mam wrażenie, że uczniowie lubią mnie, chociaż zawsze powtarzam, że nauczyciel nie kremówka, nie trzeba go lubić, tylko słuchać.

P.O.: Co jest według Pani miarą pracy nauczyciela? Punkty zdobywane przez uczniów na testach, ich oceny, nagrody w konkursach?
J.R.:
To jest sprawa zdecydowanie bardziej złożona. Są uczniowie, którzy sprawdzają się na testach, są tacy, którzy najlepiej wypadają w konkursach, ale są też dzieci, które rodzą się z trochę mniejszymi zdolnościami niż ich rówieśnicy i nie jest to ich winą. Sukces jest wtedy, gdy szkoła potrafi zapewnić warunki rozwoju każdemu dziecku, gdy organizuje takie zajęcia, w których wykazać mogą się wszyscy. Każde dziecko powinno sprawdzić się jakiejś dziedzinie i od tego jest według mnie szkoła.

P.O.: Czy Pani syn kiedykolwiek miał do Pani pretensje, że poświęca mu Pani mniej czasu niż uczniom?
J.R.:
Oczywiście. Zawsze odpowiadałam mu wtedy, że jest w błędzie.

P.O.: Domyślam się, że poza szkołą ma Pani także wiele innych zainteresowań. Jakie jest hobby ustępującej Pani Dyrektor?
J.R.:
Ostatnimi czasy moim ulubionym zajęciem jest podróżowanie. Bardzo dużo jeżdżę, oglądam, z upodobaniem wręcz odwiedzam muzea. Lubię malarstwo.

P.O.: Dziękuję za rozmowę.

Źródło: https://iswinoujscie.pl/artykuly/1495/