Jeden z naszych Czytelników, jak podkreśla w liście do redakcji, jest „nękany przez zajścia rowerowo-piesze”.
- Mówię o przypadkach, gdzie połączono trasę rowerową z chodnikiem dla pieszych co jest dla mnie paranoją – tłumaczy. – Nie będę tutaj rozpisywał się o konkretnych wypadkach, ale praktycznie każde tego typu zajście ma podobny schemat, w którym jadący na rowerze dają bez przerwy sygnał dzwonkiem, aby zmusić pieszych do ustąpienia z drogi, na której są nam równorzędni. Przy czym większość rowerzystów traktuje pieszych w bardzo podobny sposób jak tiry traktują mniejsze auta na drodze. Bardzo rzadko spotkałem się z przykładem, gdzie rowerzysta wodząc grupę ludzi na chodniku zwalnia, lub schodzi z roweru i przeprowadza
go bezpiecznie koło pieszych. O wiele częściej spotykam się ze slalomem między pieszymi na pełnej prędkości, oczywiście po uprzednim zadzwonieniem w swój wszechmocny dzwoneczek.
Z drugiej strony są też rowerzyści, którzy podkreślają, że chcąc postępować w sposób, jaki opisał Czytelnik, musieliby nie jeździć na rowerach, ale wciąż je prowadzić.
- Piesi chodzą nie tylko po trasach, które są i dla nas i dla nich (co – z tym sie zgadzamy – jest kompletnie bez sensu), ale także po ścieżkach przeznaczonych wyłącznie dla rowerów – tłumaczą.